Niedziela, 06.15.2025, 3:26 PM
Witaj Gość | RSS Główna | Rejestracja | Wejdź
Moja witryna
Menu witryny

Kategorie sekcji
historia [56]
classic rock [195]
hard rock [74]
punk rock [84]
NWOBHM [12]
black metal [164]
death metal [64]
thrash metal [38]
gothic metal [14]
metal symfoiczny [5]
new metal [47]
groove metal [3]
doom metal [14]
progresja [15]
mroczne koncerty i festiwale [2]
recenzje [63]
power metal [17]
grunge [9]
Moja książka- black metal [3]

Statystyki

Ogółem online: 20
Gości: 20
Użytkowników: 0

Główna » 2014 » Wrzesień » 16 » Klasyczne albumy heavy metalu- Metalcore
4:19 PM
Klasyczne albumy heavy metalu- Metalcore

Nie da się ukryć, że „Absolutus”[https://www.youtube.com/watch?v=P7n6DMF6dYs&list=PLD47C740DE001232A][https://plus.google.com/photos/search/frontside?pid=5948079354768214578&oid=110062462996295510274] Frontside[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/frontside/2014-07-04-360] był najbardziej oczekiwanym albumem w 2006 roku... Szczerze mówiąc aż wstyd się przyznać, ale ten album nabylem sobie czystym przypadkiem, bo o Frontside wcześniej nawet nie słyszałem- aż wstyd!

Płytę rozpoczyna powolne, wręcz walcowate preludium o niespotykanie ciężkim brzmieniu... Nisko strojone gitary, mięsiście brzmiące bębny, oraz ten niezbyt wyraźny growl „Aumana” to doskonałe wproadzenie w klimat płyty... Po chwili pojawia się „Martwe Serca” i bez najmniejszego problemu jesteśmy w stanie zauważyć, że ta plyta Frontside jest bardzo zróznicowana. Mimo, że wspomniany utwór jest dość ciężki, to mamy tu ciekawe melodyjne refreny... na tej płycie jest kilka niezmiernie energicznych kawałków, które powinny ucieszyć fanów death metalu i metalcore’u. Porównać je można nawet z kawalkami Destroy, a to spore wyróżnienie.

Ciekawe sa utory „Wybraniec” i „Nieodwracalny”. Pierwszy z nich kojarzy mi się z rockiem gotyckim, a mówiąc ściślej z HIM! Nie wiem czy jest to komplement, bo wiem, co niektórzy metale myslą o tej formacji- ble!!!... mega pedalstwo!Według mnie utwór się broni, doskonale wpasował się w konwensję płyty („Auman” śpiewa tu czysto i wychodzi mu to nieźle, choć ja nie Ela Zapędowska aby to oceniać fachowo), a teledysk jest na pradę zajebisty. „Nieodwracalny” to ballada zaaranżowana na wokali i gitarę (jak lubię)- niezmiernie nostalgiczny utwór.

No i teksty... Frontside słynie przede wszytskim z poruszania wątków biblijnych: w tekstach wiele mówi się o Bogu, Szatanie, przykazaniach, pouczeniach, itp., ale na „Absolutus” tematem przewodnim jest: miłość... Nie chcę tu oceniać wyboru „Demona” i podawać swojej opini- tą kwestię pozostawiam wszytskim, którzy zechcą sięgnąć po ten właśnie album. In plus to, to że teksty są napisane po polsku i maja swój klimat i wydźwięk.

Jest to płyta, z której bije przesłanie i klimat, Gratulacje, bo płyta jesr naprawdę dobra. Warto ja sobie nabyć.

Napalm Death[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/napalm_death/2014-07-04-375]- czekałem z niecierpliwością aż z tych gości uleci para, aż wreszcie staną się „zasłużonym w służbie metalu zespołem weteranów zmęczonych życiem”. Niestety obawiam się, że mogę takiej chwili nie dożyć, bo Napalm Death ma się naprawdę dobrze i chłopaki pokazują, że stać ich na piękne metalowe łojanie. Nie wiem czy to kwestia trujacego smrodu fabryk Birmingem, czy zespół zostal namaszczony przez samego Księcia Ciemności Ozzy’ego Osbourne’a czy może korzysta z jakiś dopalaczy, ale to mało istotne. Ważne, że Brney Greenway i reszta ferajny są naprawdę w wysokiej formie. Nowy album grupy zatytułowany po prostu „Utilitarion” to album niezmiennie energiczny, a zarazem niezmiernie inteligentnym. Jest to album tak szybki ni furiacki, co „Utopia Banished”, a jednocześnie zaskakujacy. Blasty są tu porywajace, a riffy ciężkie... no i ten saksofon... Po prostu miazga. A wokal i growling świetnie łącz się czystym śpiewem. Perelka w i tak już złotej koronie... Bogowie...

Każda pozycja metalcore’owych demonów z Sosnowca zaskakiwała. Nowy album Frontside[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/frontside/2014-07-04-360]  „Sprawa jest osobista”[https://plus.google.com/photos/110062462996295510274/albums/5948076307221071121/6046957100786521794?pid=6046957100786521794&oid=110062462996295510274] też zaskakuje... Przygotujcie się zatem na szok i to wielokrotnego użycia! Heavy metalowcy z Sosnowca wzięli się za muzykę disco polo! Oczywiście żart! Chłopaki jasno dają do zrozumienia, ze obecnie przyświeca im idea: „Ewolucje albo śmierć” jak głosi jeden z utworów zawartych na ww. płycie. Co ciekawe śpiewa na nim Roguc[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/coma/2014-07-04-399](czyżby Frontside pozazdrościł Withen Temptation?). To ciekawy hard rock z gitarowym zacięciem Hendrixa. Kolejnym przykładem radykalnej zmiany jest „Wszytsko albo nic”- skoczny kawałek z trąbkami i rockowym feelingiem. A tak grzecznego śpiewu „Zielonego” z Virgin Snatch[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/virgin_snatch/2014-07-04-290]  jak w „Kilka Prób” dawno nie słyszałem... Powariowali? To dopiero początek... W „Mieć czy być” z powodzeniem startują do roli przebojowca z fenomenalnym wokalem Aleksandry Kasprzyk, a w „Legendzie” Frontside przywdziewa zbroję i w świetnym stylu nabija się z klasyki gatunku. Przywary Polaków gnojone są w rockowo- radiowych „Polska” czy „Jaki kraj taki rock n’ roll” takiego Frontside w wersji light jak w „Nieważne” też jeszcze nie było. Chłopaki na chwilę ściągaja maskę błazeńską i daja się poznać w utworze „Jesień”- to 100% Frontside.

Nowy album formacji z Sosnowca jest mega wywrotowy. Słuchając go nie do końca wierzę w tę przemianę. Czy jest to żart czy próba szukania nowego terytorium. Nie wnikam, bo to „Sprawa osobista”, ale za odwagę wysokie noty się należą.  

Długie recenzje nie są fajne, bo są długie i męczą. A skoro nowy, drugi album The Sixpounder nie ma nic wspólnego z nudą – oszczędzę Wam zbędnych wstępów i przejdę do sedna, czyli muzyki. Nie tak dawno z dumą wystawiałem „10” debiutanckiemu krążkowi kapeli z Wrocławia. Po czasie przyszedł kontrakt z Universal, koncerty u boku Vader i wielu innych zespołów. A przede wszystkim – ciężka praca. Efekt? Album zatytułowany po prostu „The Sixpounder”. Trzy kwadranse solidnej muzyki.

Groove. Jedno słowo, które świetnie streszcza zawartość nowego albumu The Sixpounder. Utwory są ciężkie, riffy tłuste („Faith”, „The Asylum”), marszowe („The Hourglass”, „New World Order”), ale i energiczne („Heaven”). Nie brakuje momentów nieco spokojniejszych („Dead Man Walking”), w których Frantic Phil udowadnia, że potrafi nie tylko zdzierać gardło, ale i śpiewać.

Kompozycje są różnorodne, ciekawie skonstruowane. Gdy trzeba – perkusja tłucze się bez opamiętania, a wtórują jej gitary, chwilę później znajduje się miejsce na zwolnienie, quasi-breakdown, melodie, czy świetną solówkę. Wszystko na swoim miejscu. Również doskonali goście. Na drugim krążku The Sixpounder możecie usłyszeć Jacka Hiro ze Sceptic, który pojawia się na „Faith” oraz Petera (Vader) i Vogga (Decapitated) w „Hourglass”. Dodają oni powyższym kompozycjom pikanterii. Świetny pomysł.

Gęste, ale selektywne brzmienie całości i świetna oprawa graficzna to kolejne atuty tej płyty. Wszystkie powyższe komponenty sprawiają, że jestem zobligowany wystawić The Sixpounder wysoką notę. A Was zachęcam do przetestowania nowego materiału wrocławian. Nie zawiedziecie się.

Czy pamiętacie Filipa Sałapę, który szalał w I edycji The Voice of Poland w drużynie „Nergala” (Adama Darskiego)? Otóż jego The Sixpounder radzi sobie na prawdę nieźle, a album zatutułowany po prostu „The Sixpounder” udowadnia, że zespół zawiesił sobie wysoko poprzeczkę i nie tłucze słabych płyt...

Już pierwszy utwór zatytułowany po prostu „Heaven” udowadnia, że bedzie na prawdę ostro, ale co mnie rozbroiło nie jest on jednostajny, a łagodniejszy fragment śpiewany czystym wokalem przy dźwiękach gitary akustycznej jest po prostu czadowy... Porywające solówki w „Burn” równoważą  rytmiczne zwolnienia i dość chwytliwy refren. Na „The Sixpounder” widać przede wszytskim ogromną pracę gitar. W utworach typu „Ten  Thousand Teenage Killing Machines”, „The Betreyal” czy „Faith” pozwalają na przeplatanie ciężkich metalowych brzmień, melodycznymi fragmentami, które śpiewane są czystym wokalem. Klimatyczna ballada „Dead Man Walking” dała się poznać jako przebój komercyjny, bo właśnie ten utwór zespół Filipa Sałapy zaprezentował w telewizyjnym show Polsatu „Must Be The Music”, ale w tym zestawie ta półballada brzmi na prawdę pretensjonalnie.

Kategoria: recenzje | Wyświetleń: 539 | Dodał: Bies | Rating: 0.0/0
Liczba wszystkich komentarzy: 0
avatar
Formularz logowania

Wyszukiwanie

Kalendarz
«  Wrzesień 2014  »
Pn Wt Śr Czw Pt Sob Nie
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930

Archiwum wpisów

Przyjaciele witryny
  • Załóż darmową stronę
  • Internetowy pulpit
  • Darmowe gry online
  • Szkolenia wideo
  • Wszystkie znaczniki HTML
  • Zestawy przeglądarek

  • Copyright MyCorp © 2025Darmowy kreator stron www - uCoz