Długo zastanawiałem się czy istnieje zespół, który łączy w sobie elementy rocka, hard rocka, heavy metalu i punk rocka?... Odpowiedź jest oczywista: tak, a Proletaryat ma w sobie niewyorażalną moc. Wybrałem więc płytę „IV”[ https://plus.google.com/photos/110062462996295510274/albums/5948076307221071121/6029331042538384386?pid=6029331042538384386&oid=110062462996295510274]... Moim zdaniem ciekawa...
Cofnijmy się do pięknych czasów, kiedy w telewizji o przystępnych porach i w dodatku dość często można było obcować z dokonaniami zespołów z kolejnej fali polskiego rocka. Wszystko to odbywało się dzięki takim programom, jak m.in. "Lalamido", "Luz" czy "Clipol". Za ich sprawą młodzi i nieco starsi gniewni zapoznawali się produkcjami Illusion, Closterkellera, Acid Drinkers czy właśnie opisywanego Proletaryatu.
Po tej przydługawej i sentymentalnej introdukcji chciałbym uprzejmie podzielić się z Wami swoimi wrażeniami towarzyszącymi każdorazowemu przesłuchaniu albumu "IV". Krążek pod każdym względem jest naprawdę genialny. Zauważmy, że powstał w czasach, gdy przemysł płytowy oraz cały rynek muzyczny w Polsce dopiero raczkował, czerpiąc bardziej lub mniej udanie ze wzorców z Zachodu. Po pierwsze - poziom muzyczny. To bezdyskusyjnie ekstraklasa, a może nawet Liga Mistrzów. Od samego początku "Jak ptak" porywa nas w metalową otchłań. Jeśli chodzi o resztę utworów: nie ma co tutaj lać wody, trzeba ich po prostu posłuchać. Najlepiej kilkakrotnie. Szczególnie dającej chwilę wytchnienia ballady "Przemijanie". Patrząc z osobna na kompozycje pod kątem artystycznym czy aranżacyjnym, jest to naprawdę wysoka półka. Zespół, którego początkowe dokonania oscylowały w okolicach punk rocka, znakomicie poradził sobie i odnalazł się w klimatach metalowych. Dopracowane brzmienie całego albumu również budzi szacunek, szczególnie biorąc pod uwagę czasy, w których powstał. Jeśli chodzi o warstwę tekstową, należy się chłopakom kolejny duży plus. Rzadko w muzyce z pogranicza rocka i metalu można się natknąć na śpiewane po polsku słowa dalekie od grafomanii i banałów. Poza tym tematy poruszane w utworach pokazują, że polscy rockandrollowcy nie są bandą bezmózgich, długowłosych amatorów taniego owocowego. Szczególnie słychać to w "Nowy wspaniały świat" i w "Droga". Okazuje się, że szarpidruty dostrzegają problemy społeczne, o których media nie bardzo chciały mówić. Tematy w "W letnią noc" czy "Nie masz nic" są dalekie od imprezowania, przygodnych miłości i innych przyjemności.
Nie będę się rozwodził nad wirtuozerią członków zespołu. Na szczególną uwagę - nie umniejszając pozostałym muzykom - zasługuje tu gra Piotra Pniaka no i bezapelacyjnie wokal Tomasza Olejnika. Cała czwórka stworzyła prawdziwy monolit, zostawiając inne zespoły daleko w tyle. Aby nagrać tak dobry album, nie potrzeba było armii gitarzystów. Wszystko tu jest jak elementy maszyny widocznej na okładce płyty. Starej, sprawnej, ale dobrze naoliwionej i gotowej do pracy. Patrząc na nasze obecne podwórko, uważam że zespoły - zarówno te znane, jak i te z poziomu garażów, piwnic i domów kultury - powinny "IV" traktować jak elementarz.
|