O tym, że Randy Rhoads był nieszablonowym gitarzystą nie trzeba przypominać nikomu kto choć trochę interesuje się muzyką metalową. Ozzy zawsze miał talent do dobierania do współpracy młodych artystów o nietuzinkowych umiejętnościach. Legenda głosi, że gdy w 1979 roku Osbourne organizował przesłuchania gitarzystów do swojego solowego zespołu usłyszał Randy’ego rozgrzewającego się przed wejściem do sali i od razu stwierdził, że to wybraniec! Całą historia zapewne jest bujdą, ale nie zmienia to faktu, że to głównie Randy i jego fenomenalna gra na gitarze odpowiadają za sukces Ozzy’ego po odejściu z Black Sabbath i za rozkwit jego solowej kariery. Przed tragiczną i przedwczesną śmiercią w marcu 1982 roku Rhoads zdążył nagrać z Ozzym jedynie dwa albumy studyjne – „Blizzard of Ozz”[https://www.youtube.com/watch?v=TiL165dL62o] i „Diary of a Madman”[https://www.youtube.com/watch?v=-_d3eAgkmqk&list=PL23FCF61F081A6695]– składające się na niecałe półtorej godziny muzyki, ale to właśnie ten materiał zapewnił mu na stałe miejsce w panteonie rockowych bogów. Pewne jest jedno – pozostawiona przez Randy’ego spuścizna odmieniła metal na zawsze, o czym świadczy niesłabnąca popularność takich hitów jak ‘Crazy Train’[https://www.youtube.com/watch?v=3MLp7YNTznE], ‘Mr. Crowley’[https://www.youtube.com/watch?v=NQwUQz3U_gE] czy ‘Suicide Solution’[https://www.youtube.com/watch?v=HIgLA_J11dY].
Randy Rhodes należał do młodego pokolenia gitarzystów, którzy obłędną techniką i nieortodoksyjnymi pomysłami zawojowali rockowo-metalową scenę na początku lat 80-tych. Przykładowo, Randy zwrócił uwagę, że praktycznie wszystkie rockowe utwory pisane są dokładnie w tej samej tonacji. Stąd też wziął się pomysł żeby każdy z utworów na „Blizzard of Ozz” nagrać w innej tonacji. Pomysł okazał się nie tylko prosty, ale również skuteczny. Efekt był niezwykle oryginalny jak na tamte czasy. Sama gra Randy’ego okraszona zaś była licznymi nowymi technikami gry (jak np. tapping, który dopiero zaczynał być wykorzystywany szerzej w muzyce rockowej – nie mówiąc już o metalowej) będącymi całe mile ponad umiejętnościami technicznymi gitarzystów „starego” pokolenia.
Oprócz innowacyjnych technik gry, Rhoads oparł swoje brzmienie również na nowinkach sprzętowych tamtego okresu. Podstawowymi gitarami Randy’ego były kremowy Gibson Les Paul oraz przerobiony na specjalne życzenie gitarzysty model Flying V, czyli Sandoval Dot V[zdjęcie 13 w dziale „Brzmienie gitar heavy metalowych na: http://metal-nibyl.ucoz.pl/photo/], pomalowany w duże białe kropki. Sygnaturowe wersje tych gitar produkowane są zresztą do dzisiaj i cieszą się niesłabnącą popularnością. Mówiąc o sygnaturowych instrumentach nie można nie wspomnieć o historii powstania marki gitar Jackson[zdjęcie 14 i 15 w dziale „Brzmienie gitar heavy metalowych na: http://metal-nibyl.ucoz.pl/photo/] i jej związku z Randym.
Kiedy po premierze solowego debiutu Ozzmana w 1980 roku Randy zaczął być rozpoznawany jako gitarowy talent, otworem stanęło przed nim wiele niedostępnych wcześniej możliwości kreacji swojego brzmienia i sprzętu. Gitary Gibsona, z których korzystał należały co prawda do rockowej klasyki, ale Rhodes potrzebował prawdziwej metalowej maszyny – gitary na miarę nowych czasów. Ze swoim pomysłem na nowoczesną gitarę do grania metalu udał się do firmy Charvel, kojarzonej ze sprzętem dla gitarowych wymiataczy. Projekt Randy’ego był jednak na tyle radykalny i odbiegających od produkowanych przez Charvel gitar przypominających kształtem klasycznego Stratocastera[zdjęcie 16 w dziale „Brzmienie gitar heavy metalowych na: http://metal-nibyl.ucoz.pl/photo/], że uznano go za zbyt ryzykowny do wypuszczenia na rynek z logo Charvel. Grover Jackson, ówczesny właściciel firmy, postanowił zatem stworzyć nową markę sygnowaną swoim nazwiskiem – czyli właśnie Jackson Gutiars. Z owocnej współpracy miedzy Randym a Jackosnem powstał „Concorde” – mocno zmieniona wersja gibsonowskiego Flying V. Model ten do dziś uznawany jest za klasyczną pozycję wśród metalowych muzyków – gitary takiej używali m.in tacy gitarzyści jak Kirk Hammett czy Dave Mustaine.
Charakterystyczne crunchowe brzmienie Rhoads zawdzięczał oczywiście nie tylko gitarom, ale również wzmacniaczom Marshalla, dodatkowo wzmocnionym przez podłogowy efekt Distortion+ firmy MXR (szczególnie lubianej przez Randy’ego). Sprzęt Rhoadsa był rozkręcony do granic możliwości, co praktycznie cały czas powodowało trudno do opanowania sprzężanie się dźwięku. To co uniemożliwiłoby grę niejednemu gitarzyście, nie było jednak przeszkodą dla Randyego… który po prostu uczynił je częścią swojego stylu, co doskonale słychać w kilku jego solówkach. Co prawda, sam Ozzy porównywał jego brzmienie do paczki chipsów wysypywanych do miski, ale nie jest tajemnicą, że mistrz w tamtych czasach nie stronił od używek 
Rhandy Rhoads odszedł zdecydowania zbyt wcześnie. Kto wie ile jeszcze klasycznych, epickich riffów wyszłoby spod jego ręki. Całe szczęście pozostała nam jego muzyka, która stanowi swoiste A-B-C każdego szanującego się, współczesnego, metalowego gitarzysty. W kolejnej części cyklu wrócimy do brzmienia znanego z płyt Ozzy’ego Osuborune’a, ale tym razem na tapecie znajdzie się nie kto inny jak sam Zakk Wylde!
Zakk Wylde od wizerunku wesołego, złotowłosego hipisa w dzwonach z końca lat 80-tych przez kolejne dwie dekady przeistoczył się w dzikiego, napędzanego gorzałą wikinga. Pomimo (lub właśnie również z powodu) tak dużej zmiany Zakk od chwili kiedy został zrekrutowany przez Ozzy’ego w 1988 r. wciąż jest idolem wielu aspirujących gitarzystów. Charakterystyczny styl i praktycznie niezmieniony przez lata ton gitary stały się jego znakiem rozpoznawczym. Czemu konkretnie Zakk zawdzięcza swoje brzmienie? Sprawdźcie poniżej.
Nie jest tajemnicą, że Zakk jest wielkim fanem Randy’ego Rhoadsa (zresztą kto nie był jego fanem w latach 80-tych?!). Ciekawym zbiegiem okoliczności był więc fakt, że jego pierwsza gitara była praktycznie dokładną kopią kremowego Les Paula Custom, którego w arsenale posiadał Randy. Zakk jednak nie chciał zostać posądzony o bezmyślne kopiowanie swojego idola i postanowił wypracować własny styl – nie tylko gry, ale również sprzętu. Swoją ulubioną gitarę zaniósł w 1988 roku do lutnika z prośbą o namalowanie wzoru jak na plakacie z filmu „Vertigo” Hitchcocka (w Polsce znanym jako „Zawrót głowy”). Co prawda końcowy efekt, czyli rozchodzące się po korpusie gitary czarne okręgi, ani trochę nie przypominają filmowego wzorca, ale nie przeszkodziło to gitarze Zakka stać się jego najlepiej rozpoznawalnym symbolem. Po latach firma Gibson stworzyła nawet dla Zakka specjalny sygnaturowy model gitary – Les Paul Custom Vertigo[zdjęcie 17 w dziale „Brzmienie gitar heavy metalowych na: http://metal-nibyl.ucoz.pl/photo/] – znacznie bliższy pierwotnemu zamysłowi gitarzysty.
Dzięki charakterystycznym kręgom rozchodzącym się po „tafli” kremowej farby i złotym wykończeniom gitara Zakka znana jest pod nawą „Bullseye” (od nazwy środka tarczy strzeleckiej) i jest jedną z najbardziej ikonicznych gitar w historii rocka i metalu. Równie charakterystyczne i ikoniczne jest jej brzmienie, osiągnięte dzięki połączeniu kilku kluczowych elementów.
Po pierwsze, aktywne przystawki. Zakk używa w swojej gitarze humbuckerów firmy EMG – dokładnie tego samego modelu co gitarzyści Metalliki. Ich sterylne, ale potężne brzmienie pozwala osiągnąć bardzo perkusyjny efekt gitarowego ataku, przy jednoczesnym zachowaniu klarownego brzmienie samej gitary, nawet pomimo przesteru ze wzmacniacza. W ostatnich latach firma EMG wypuściła na rynek specjalne sygnaturowe edycje przystawek Zakka Wylde przystosowane jeszcze lepiej do jego potrzeb.
Po drugie, grube, masywne struny. Zakk nigdy nie stronił od przestrajania swojej gitary mocno w dół, tak żeby uzyskać jeszcze większy ciężar i tak już przecież tytanowych riffów. Przestrojone w dół strony mają to do siebie, że stają się bardzo luźne i łato się rozstrajają. Rozwiązaniem na to było użycie przez Zakka strun o zwiększonej grubości, które oprócz trzymania stroju dodawały granej muzyce dodatkowego, basowego „mięcha”.
Po trzecie, masywna konstrukcja instrumentu. Gitara Zakka jest prawdopodobnie jednym z najcięższych modeli na rynku, ustępując swoja wagą jedynie gitarom z kilkoma gryfami. Wyjątkowo gruby gryf, przypominający konstrukcją kij baseballowy, oraz ciężki mahoniowy korpus nadają brzmieniu Zakka dużo ciemno brzmiącego dołu, który dostaje jeszcze dodatkowego kopa dzięki przetwornikom EMG.
Co najlepsze, sprzęt Zakka pomijając kilka drobnych zmian, praktycznie nie uległ zmianie od ponad ćwierćwiecza. Zresztą jak zwykł powtarzać sam gitarzysta „jeśli coś działa dobrze, to po co to zmieniać?”. Zakk od początków swojej kariery pozostał wierny wzmacniaczom Marshalla, w szczególności klasycznemu modelowi JCM 800. Oprócz standardowych w latach 80-tych efektów typu chorus (klasyczny Boss Super Chorus), pedał wah-wah (model Hendrixa) czy phaser (model Van Halena) sekretnym składnikiem brzmienia Wylde’a stała się mała, żółta kostka japońskiej firmy Boss. Mowa tutaj o Boss Super Overdrive SD-1. To niepozorne, analogowe urządzenie pozwoliło Zakkowi przyprawić swojemu brzmieniu prawdziwie metalowych rogów i przesterować brzmienie Marshalla daleko poza bariery lampowego przesteru. Wyobraźcie sobie takie porównanie – jeden kop włączający efekt Bossa i wasza podłączona do klasycznego, metalowego pieca gitara zaczyna przypominać rozpędzone Subaru Impreza mknące 260 km/h po autostradzie z odpalonym nitro. Chyba niema się co dziwić ekstazie na twarzy Zakka podczas wycinania tych karkołomnych solówek.
Unikatowe brzmienie Wydle’a nie jest rzecz jasna wyłącznie zasługą używanego przez niego sprzętu. Prawdziwy ton każdego gitarzysty kryje się w jego palcach. Żadna solówka Zakka nie byłaby taka sama bez tzw. „wymuszonych flażoletów”. Pod ta dziwaczną i trochę śmiesznie brzmiąca nazwą kryją się charakterystyczne „piszczące” dźwięki, które wydaje gitara Zakka. Każdy kto słuchał płyt Ozzy’ego z jego udziałem lub albumów Black Label Society na pewno wie co mamy na myśli. Sekret tej techniki polega na umiejętnym tłumieniu kciukiem kostkowanej struny, tak żeby wytworzyła się wysoka harmonia współgrająca z danym dźwiękiem. W połączeniu z wibracjami, w które Zakk wprowadza struny, uzyskiwany przez niego przeszywający efekt jest trudny do pomylenia z jakimkolwiek innym.
Zakk Wylde bez wątpienia jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych gitarzystów na metalowej scenie. Jego brzmienie należy do współczesnej klasyki, a jego gra przysporzyła mu całe rzesze fanów i naśladowców. Jak jednak prezentuje się, dość klasyczne przecież, brzmienie Zakka, z innowacyjnym i nieortodoksyjnym brzmieniem Toma Morello? Przekonamy się w kolejnym odcinku poświęconym Rage Against the Machine[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/rage_against_the_machine/2014-07-06-583] i ich wpływowi na metal w latach 90-tych.
Tym, którzy zastanawiają się co w cyklu o historii metalowego brzmienia robi Rage Against the Machine – zespół który miesza w swojej muzyce elementy punk rocka, metalu, funku i rapu – odpowiadamy. Bez nich współczesny metal nie brzmiałby tak samo, zaś nu-metalowa rewolucja zapewne by się nie odbyła (niezależnie czy mamy do niej pozytywne, czy też negatywne nastawienie). Dlatego w tej odsłonie historii metalowego brzmienia przyjrzymy się dokonaniom Toma Morrello – jednego z najbardziej innowacyjnych i pomysłowych gitarzystów wszechczasów.
Muzyka grana przez Rage Against the Machine (RATM) na przełomie lat 80-tych i 90-tych była na wskroś oryginalna, unikalna i nie przypominająca niczego co wcześniej wydarzyło się w świecie ciężkich brzmień. Oczywiście można powiedzieć, że w pewnym sensie podobny styl prezentowało Faith No More, jednak riffy Jim Marshalla były w praktyce wariacjami na temat klasycznych metalowych zagrywek. Gitarowe dokonania i niepowtarzalny styl Toma Morello i kolegów z RATM zainspirowały setki gitarzystów tworzących muzykę w latach 90-tych i były pośrednio przyczyną wykształcenia się nowego ruchu znanego jako nu-metal pod koniec ówczesnej dekady.
Bez wątpienia Tom Morello zasłynął jako jeden z najbardziej innowacyjnych gitarzystów od czasu Hendrixa. Co ciekawe, w przeciwieństwie do zastępów gitarowych herosów z lat 80-tych Tom był skromny. Jak sam mówił w jednym z wywiadów, większość utworów RATM została napisana na gitarze kupionej w lombardzie za 40 kanadyjskich dolarów (tak swoją drogą była to podróbka) i nagrana na maleńkim 20-wattowym wzmacniaczu tranzystorowym. Zresztą jak wieść niesie, Tom napisał riff do „Killing in the Name”[https://www.youtube.com/watch?v=bWXazVhlyxQ] Tom w trakcie prowadzonej przez siebie lekcji gry na gitarze. How cool is that?!
Eksperymentalne podejście do gry na gitarze Toma związane jest z historią jednej z jego gitar, znanej jako „Arm the Homless” [zdjęcie 18 w dziale „Brzmienie gitar heavy metalowych na: http://metal-nibyl.ucoz.pl/photo/] (od widniejącego na niej napisu umieszczonego obok białych hipopotamów). Jego marzeniem było brzmieć jak Randy Rhoads w „Mr. Crowley”[https://www.youtube.com/watch?v=1q97XUgGON4]. Niestety z braku pieniędzy było go stać tylko na marną podróbkę gitary, w której wszystkie komponenty od drewna do elektroniki – były fatalnej jakości. Jak mówi sam gitarzysta była to zdecydowanie najbardziej „gówniana” gitara na jakiej było mu kiedykolwiek grać. Z tego też powodu przez lata od jej zakupu dokonywał na własna rękę ulepszeń, wymieniając poszczególne części, co w zamierzeniu miało mu pozwolić w końcu uzyskać wymarzone brzmienie. Nic jednak nie dawało skutku – kiepska gitara już zawsze miała pozostać kiepską gitarą. Nie zmieniła tego nawet wymiana praktycznie wszystkich jej elementów. Tom dał za wygraną i zamiast kombinować z samym instrumentem zaczął stosować nieortodoksyjne techniki grania. Eksperymentował też z różnorodnymi efektami gitarowymi, które pozawalały modulować brzmienie. Brzmienie, które ostatecznie przeszło do legendy.
Styl Toma u swoich podstaw – po odarciu ze wszelkich efektownych „przeszkadzajek” należy tak naprawdę do klasycznej blues-rockowej szkoły grania. Sposób pisania riffów można by spokojnie umiejscowić pomiędzy Tonym Iommim z Black Sabbath i Angusem Young’iem z AC/DC. Co zaskakujące Tom używa stosunkowo niewielkiej ilości przesterów. Utwory Rage Agaisnt the Machine brzmią dynamiczne i są pełne energii oraz furii, ale samemu brzmieniu gitary daleko jest to takiego ciężaru, jak w przypadku Korna czy Seplutury. Czy to brzmienie czyni zatem muzykę RATM lżejszą? W żadnym wypadku. Ciekawie wypada tu zestawienie ze wspomnianym Angusem z AC/DC, który podobnie jak Tom, używał w swoich Marshallach minimalnych ilości przesteru, a mimo to jego muzyka dawała niezłego kopa. Morello do osiągnięcia swojego brzmienia na żywo używał popularnego w latach 80-tych Marshalla JCM 800 oraz przyozdobionej w wizerunek Che Guvary kolumny Peavey.
Tego rodzaju wzmacniaczy jak Tom używała masa metalowych zespołów – od glam metalowych lalusiów typu Poison[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/poison/2014-07-06-584], po thrash metalowych wymiataczy ze Slayer. A mimo to Tomowi udało się uzyskać oryginalne brzmienie. Można powiedzieć, że tajemnica tkwi w palcach gitarzysty. Gra Morello jest bardzo dynamiczna – zamiast mocno szarpać struny, gra na nich w dość lekki sposób, osiągając delikatniej przesterowane brzmienie. Pozwala mu to korzystać z dodatkowych pokładów ciężkiego gitarowego łoskotu kiedy zdecyduje się na mocniejsze uderzenie w struny. Analogicznie, czystsze brzmienie, kiedy zachodzi taka potrzeba, pozwala mu osiągnąć skręcenie pokrętła głośności gitary w dół. Dzięki temu nie jest ograniczony przez konieczność korzystania z podłogowych przełączników przesteru.
Oczywiście tym co najbardziej odróżniało Toma od innych rockowych gitarzystów i zapewniło mu rzesze naśladowców były wykorzystywane przez niego efekty gitarowe. Dzięki nim potrafił wydobyć ze swojej gitary cały szereg odjechanych dźwięków typu „karetka na sygnale” czy „spadająca bomba”. W jego zestawie goszczą takie efekty jak tremolo, flanger, wha-wah czy delay. Jednak najważniejszym i najbardziej charakterystycznym z jego efektów jest Whammy[zdjęcie 19 w dziale „Brzmienie gitar heavy metalowych na: http://metal-nibyl.ucoz.pl/photo/] firmy Digitech – nowinka techniczna wypuszczona na rynek jeszcze przed rozpoczęciem sesji nagraniowych do pierwszego albumu RATM. Nazwa tego czerwonego pedału pochodzi od wajchy tremolo montowanej na mostku gitary, znanej w języku angielskim jako „whammy bar”. Pozwala ono odpowiednio obniżać lub podnosić dźwięk gitary. Dzięki urządzeniu firmy Digitech możliwe jest za pomocą pedału ekspresji kontrolowanie nogą skoków dźwięków nawet o kilka oktaw w górę i w dół. Kojarzycie te wysokie, piszczące dźwięki w utworach RATM? Tak, zgadza się, to właśnie Whammy umożliwiał ich wydawanie.
Unikalne podejście Toma Morello do gry na gitarze otworzyło umysły wielu młodym gitarzystom na początku lat 90-tych, którzy przestali bać się eksperymentowania z brzmieniem i sami zaczęli tworzyć odjechanie dźwięki przy wykorzystaniu różnorodnych efektów gitarowych. Wystarczy wspomnieć o takich zespołach jak Korn[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/korn/2014-07-07-686], Deftones czy System of a Down[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/system_of_a_down/2014-07-07-684], których nie rzadko zaskakujące aranżacje dźwiękowe niosą ze sobą wyraźne echa muzyki Rage Against the Machine.
Strona 4: http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/subkultura_metalowa/2015-03-16-957
|