Zanderhaus to natomiast polska grupa hard rockowa założona przez Piotra Zandera w 1996 roku. Z Januszem Radkiem za wokalem. Wydali jedną płytę, 36 i 6 w 1997 roku.
Niewątpliwie pierwsze skojarzenie geograficzne, jakie nasuwa się, gdy mowa jest o hard rocku czy hair metalu, to USA i Wielka Brytania. W Polsce zapotrzebowanie na melodyjne odmiany muzyki rockowej nigdy nie było zbyt wielkie, toteż i zespołów je grających było jak na lekarstwo. Na szczęście możemy się pochwalić takimi nazwami jak Syndia, IRA, Kramer, Lessdress czy Zanderhaus. Ta ostatnia grupa dowodzona przez Piotra Zandera, gitarzystę lepiej znanej na naszym rynku formacji Lombard, nagrała rewelacyjna płytę, którą spokojnie można postawić na półce obok dokonań anglosaskich tuzów.
Strategicznym atutem muzyki Zanderhaus jest głos wokalisty - Janusza Radka. Doskonale sprawdza się on zarówno w ostrych kompozycjach, jak i w delikatniejszym repertuarze. Wokalistę tego doceniono zresztą już nie raz, bowiem do dnia dzisiejszego zdobył już kilka prestiżowych nagród. Również produkcja krążka stoi na wysokim poziomie, co rzadko się zdarzało w owym czasie, a i obecnie jest zjawiskiem nieczęstym. Do tego dodajmy rasowe hard rockowe riffy wydobywające się z gitary Zandera i mamy wybuchową mieszankę o nazwie 36 i 6... Pierwszy utwór z płyty, Zła Krew, to mój zdecydowany faworyt. Podoba mi się tu absolutnie wszystko począwszy od linii wokalnych, poprzez teksty, gitarowe riffy w zwrotkach i refrenie, aż po solówkę. Ekscytację podnosi jeszcze fakt, że momentami Radek wyciąga częstotliwości podobne do Marka Piekarczyka z TSA. Do Ciebie Wciąż Płynę to kolejny popis ekipy Zandera. Bardzo ambitne słowa i udane riffy, zwłaszcza w zwrotkach. Piosenka ta promowała płytę i nakręcono do niej teledysk - dobry wybór, bo ma ona w sobie coś, co sprawia, że jest idealna do emisji radiowej. W tytułowym 36 i 6 uzyskano ciekawy efekt dość silnego kontrastu. Z jednej strony w podkładach przez większość czasu mamy gitary akustyczne, z drugiej drapieżny wokal, w refrenach z kolei pojawia się ciężki przester. Fantom jest następnym numerem, który powala mnie na kolana. Proporcje pomiędzy poszczególnymi instrumentami zachowane zostały wręcz idealnie, na czoło wysunięto nieco linie wokalne, ale słusznie, bo i tekst i melodyka są niebanalne. Jakoś nie za bardzo przypadł mi do gustu utwór Mr. Harley. Chyba z założenia kompozycja miała przypominać warkot motocyklowego silnika (i w tej roli sprawdziła się idealnie). Niewątpliwie zabieg ten powinien spodobać się harleyowcom, rockersom i ... tym, którym spodobał się kawałek Sen z trzeciej płyty grupy IRA. Brzydkie Dzieci to kolejna ballada na albumie. I ponownie dźwięki tutaj zawarte kojarzą mi się z dokonaniami IRA. Pewnie dlatego, że stylistyka ballady bardzo przypomina mi niektóre maniery, jakie znaleźć można na wydawnictwach Radomian. Na uwagę zasługuje nietypowy tekst i przednia solówka. Kolejny rocker, Demon Władzy, kojarzy mi się z pewnym księdzem z mojej dzielnicy ;). Doskonała kompozycja, dynamiczna, ostra, po prostu hard rockowa. Nieco psują mi tę harmonijną całość niezbyt przemyślane przyśpiewki typu "to taki demon" czy "uuu jeee", ale sam numer uważam za udany. Byleś Była Moja to strzał w dziesiatkę. Struktura kawałka trafia dokładnie w mój gust, głos wokalisty jest wręcz powalający, do tego jeszcze te rasowo brzmiace gitary - po prostu hit. Janusz Radek wyciąga tu takie rejestry i robi to tak płynnie, bez nawet najmniejszego fałszu, że powinien zgarnąć wszystkie "Fryderyki" z owego roku. Tekst piosenki można, a nawet należy potraktować z przymrużeniem oka... Zapomniany Sekret mógłby być kolejnym hitem. Ciężko znaleźć w nim jakieś słabe strony, nie ma się czego przyczepić, a w dodatku jeszcze brzmi dość oryginalnie. Na pochwałę wręcz zasługuje solówka utrzymana na bardzo wysokim poziomie. W C.D.N. słychać bardzo ciekawe rytmy, chociaż to chyba najsłabszy numer na płycie. W sumie byłby on hitem na jakimś wydawnictwie grupy Big Cyc, ale na hard rockowym krążku jest to raczej lapsus (chociaż doceniam sam pomysł i chęć poszukiwania czegoś nowego). Luźne podejście do muzyki mamy też w My, Ludzie z Atlantydy. W sumie pioseneczka bardzo przyjemna, aczkolwiek drażni mnie aranżacja linii melodycznych w refrenie, która brzmi jak wyjęta z "Teleranka" ;). No i następuje wreszcze gitarowy manifest Piotra Zandera, czyli instrumentalny popis jego umiejętności i niejako wizytówka projektu - Zanderhaus. Uczta dla ucha, cóż więcej pisać... Album zostaje zamknięty akustyczną wersją Brzydkich Dzieci, zupełnie niepotrzebnie, gdyż poprzednie wykonanie spokojnie by wystarczyło.
36 i 6 to w zasadzie perełka, zarówno pod względem muzycznym, jak i pod względem... występowania. Niestety płytę tę ciężko jest dostać w naszym kraju (dziwna sprawa). Ostatnie egzemplarze widziałem jeszcze jakieś 2 lata temu w formie kasetowej na stacji benzynowej. Jeśli zdarzy się gdzieś wypatrzeć ten krażek, nie pozostaje nic innego jak się w niego zaopatrzyć - wydawnictwo dobre na każda okazję, perła w polskim morzu przeciętności.
|