Niedziela, 06.15.2025, 3:02 PM
Witaj Gość | RSS Główna | Rejestracja | Wejdź
Moja witryna
Menu witryny

Kategorie sekcji
historia [56]
classic rock [195]
hard rock [74]
punk rock [84]
NWOBHM [12]
black metal [164]
death metal [64]
thrash metal [38]
gothic metal [14]
metal symfoiczny [5]
new metal [47]
groove metal [3]
doom metal [14]
progresja [15]
mroczne koncerty i festiwale [2]
recenzje [63]
power metal [17]
grunge [9]
Moja książka- black metal [3]

Statystyki

Ogółem online: 22
Gości: 22
Użytkowników: 0

Główna » 2014 » Lipiec » 04 » Kat cz. III
11:25 AM
Kat cz. III

W rok 2005 Kat wkroczył w odnowionym składzie. Nowym perkusistą został Mariusz Prętkiewicz, drugim gitarzystą – Jarosław Gronowski, który już wcześniej grał w Kacie na trasie promocyjnej Szyderczego zwierciadła, zastępując wtedy skłóconego z zespołem Piotra Luczyka. Grupa długo czekała z ujawnieniem nazwiska nowego wokalisty, ostatecznie okazało się, że jest nim Henry Beck[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/heinrich_damian_beck/2014-07-04-253], współpracujący wcześniej z Luczykiem w zlocie fanów Metalliki.

W nowym składzie zespół nagrał album Mind Cannibals[http://www.youtube.com/watch?v=45arTGaGHqo&list=PLBD7887743DB72D18], który ukazał się w październiku 2005 w Polsce nakładem Mystic Production i za granicą. Jest to pierwsza od debiutanckiej płyta nagrana w całości w języku angielskim. Zespół wyruszył następnie w trasę koncertową po Europie, grając m.in. z Six Feet Under[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/six_feet_under/2014-07-05-517]. W Polsce miały odbyć się dwa koncerty razem z Helloween[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/helloween/2014-07-08-733], ale KAT odwołał je, podając jako powód wypadek perkusisty podczas powrotu z występu w słowackiej Żylinie.

Wreszcie nastał ten piękny moment, kiedy Kat może zostać poddany wnikliwej analizie. I chyba nie muszę dodawać, że na moment ten czekali nie tyle obecni członkowie kapeli, co raczej fani, którzy swoją przygodę z Katem zaczęli razem z Romanem Kostrzewskim. I przykro mi to stwierdzić, ale chyba razem z Romkiem należałoby tę przygodę zakończyć...

Nie ma powodów do radości nikt, kto wychował się na takich arcydziełach jak "Bastard" czy "Oddech Wymarłych Światów". Zresztą nikt chyba nie jest na tyle uparty i głuchy, żeby stwierdzić, że nowy Kat ma cokolwiek wspólnego ze starym. To już jest inna muzyka, inne teksty, inny wokal. I co najtrudniejsze do przełknięcia - całkiem inny klimat.

Mój największy zarzut o dziwo nie będzie odnosił się do brzmienia gitar, albo wokalu. Gitary bowiem straciły na melodyjności, ale stały się o wiele cięższe i brutalniejsze - dlatego, ocenę pozostawiam każdemu osobiście, zależnie od gustów. Wokal także jest niezły. Niezły jednak nie oznacza wcale, że jest dobry. Nie ma fajerwerków. A poza tym nie da się wejść do kapeli, która wciąż nosi piętno specyficznego bardzo wokalisty, nie do podrobienia, i myśleć że fani bez mrugnięcia okiem wszystko zaakceptują. Śpiew i zgrywanie się Becka z kapelą także jednak pozostawiam każdemu "katomaniakowi" do własnej oceny. Chociaż nie powiem, że kiedy słucham takiego "Light Or Hell" to kłania się po prostu Chainsaw w swojej najczystszej i najmłodszej postaci.

Mnie natomiast najbardziej przeszkadza owa zmiana klimatu, która nastąpiła w Kacie. I nie chodzi tutaj o to, że w jakiś dziwny sposób momentami dochodzi do wkroczenia muzycznie na tereny death metalu, o ile o to, co przez tą muzykę twórcy chcą osiągnąć. Wszyscy pamiętamy, że wcześniejsze teksty Kata nic nam nie narzucały, nie próbowały nam nic na siłę wmówić czy do czegoś przekonać. Opisywały po prostu świat w bardzo, bardzo specyficzny sposób. I to, niestety, poszło się, za przeproszeniem, pieprzyć, razem z odejściem "wiadomo kogo". Nawet tytuł płyty wyraźnie daje nam do zrozumienia, że krytykowane będzie na niej wszystko to, co wiąże się z postępem cywilizacji i mediów. A okładka, nie dość, że brzydka, to na sam początek próbuje wmówić nam, że telewizja to zło ogromne. I tutaj dokonała się największa profanacja: ze zła, o którym kiedyś tak pięknie śpiewał Kostrzewski (mityczny świat wilkołaków i magii), zespół przeszedł na zło, o którym piszą niektórzy socjologowie (ogrom informacji i środków przekazu). Najkrócej mówiąc, już w otwierającym "Mind Cannibals" Szatan, który kiedyś kusił w "Diabelskim Domu", teraz siedzi przed prompterem i czyta wiadomości...

Jestem w głębokim szoku. Kocham Kata i dlatego miałem nadzieję, że nie będę musiał źle o nich pisać. A jednak, pozostając w zgodzie z tym co słyszę, muszę. Gitary, perkusja, wokal - wszystko poszło w bardziej thrashowo-deathową stronę. To akurat jeszcze nie jest powód do smutku. Ale to, że jeden z najważniejszych zespołów w historii polskiego metalu zmienił swoje oblicze i swoją wyjątkowością wytarł sobie twarz, stając się po prostu kolejną zwykłą taką kapelą w Europie, to już jest powód do ogromnej rozpaczy. Jak dla mnie - przymusowa żałoba. Kat umarł.

W 2006 roku na mocy umowy, jaką Piotr Luczyk podpisał z firmą Metal Mind Productions ukazały się reedycje albumów pt. Oddechu wymarłych światów oraz 38 Minutes Of Live. Albumy zostały wydane w formie digipacku wzbogacone o dodatkowe utwory oraz materiały wideo.

Konsekwencją owych działań był fakt, że Piotr już nie gra na scenie.

Roman i Irek odbudowali zespół jako Kat i Roman Kostrzewski. We wrześniu 2004 roku w katowickim zespole thrashmetalowym KAT którego początki sięgają końca lat 70. XX w. doszło do rozłamu. Gitarzysta i lider formacji Piotr Luczyk usunął z grupy wokalistę Romana Kostrzewskiego w trakcie sesji nagraniowej płyty Mind Cannibals (2005). Luczyk oraz pozostali muzycy nie zaakceptowali linii wokalnych Kostrzewskiego oraz zdecydowali się na zatrudnienie Henryka Becka z grupy PIK z którym w składzie ukończono nagrania.

Podczas koncertów Alkatraz Irek Loth zastępuję dotychczasowego perkusistę, co katalizuje ponowne zbliżenie muzyków KAT. Wraz z reaktywacją w roku 2002 odbywa z nim trasę koncertową oraz zarejestrowany na płycie i DVD występ przed Iron Maiden w Hali Ludowej we Wrocławiu. Po tym koncercie rozpoczyna solową działalność koncertową z zalążkami muzyki przygotowywanej do albumu Woda.

Wszystko, jak głosił Tales, ma swój początek w wodzie. O ile z tym ogólnym twierdzeniem można się spierać, bezsporne jest to, że w "Wodzie"[http://www.youtube.com/watch?v=SxtOY-Pt_co&list=PLB2BC625225A28FC6] ma mieć początek cykl solowych nagrań Romana Kostrzewskiego, poświęconych siłom natury. Płyta ta ukazała się na rynku pod koniec 2007 roku, w momencie, w którym spodziewaliśmy się zapowiadanego nowego wydawnictwa Kata - macierzystej formacji Kostrzewskiego. Nie jest to jednak w żadnym wypadku zastępstwo, bo ani muzycznie nie ma z Katem nic wspólnego, ani też nie można traktować tego albumu jako danego na odczepkę towaru drugiej kategorii.

"Woda" została zrealizowana w pełni przez Kostrzewskiego - poczynając od wokalu, przez wszystkie partie instrumentalne, na realizacji nagrania kończąc. Jest to cykl elektronicznych utworów spiętych wspólnym konceptem tekstowym i brzmieniowym. Konceptem, warto dodać, dojrzałym i przemyślanym, nie sprawiającym wrażenia sztucznie narzuconej myśli przewodniej. Wszystkie kompozycje są proste, acz wdzięczne, dominują senne, chilloutowe klimaty w średnich tempach. Głównym atutem całości są dobre, melodyjne linie wokalne, dodatkowo świetnie i z charakterem zaśpiewane.

Kiedy mowa o Kostrzewskim, nie sposób nie nawiązać do warstwy lirycznej. Tym bardziej, że teksty na "Wodzie" (wyłączająć budzącą zastrzeżenia przygodę z łaciną) są naprawdę znakomite - głębokie(sic!), dość, jak na Romana, poważne, pięknie splatające poetycki, chwilami nieco archaiczny język ze współczesną potoczną mową, neologizmami i odrobiną bełkotu. Połączenie dobrego, charakterystycznego wokalu z dobrymi tekstami sprawia, że jest na tym albumie wiele poruszających momentów.

W warstwie instrumentalnej płyta jest dobrze zrealizowana, aczkolwiek w doborze barw czasem strasznie staroświecka i kiczowata. Zestaw landrynek w postaci sztucznej harfy, pianina i smyczków (a nawet pojawienie się nieśmiertelnego shakuhachi) potrafi swoim odniesieniem do zespołów pokroju Enigmy skutecznie odstraszyć. Prawdę mówiąc, moja pierwsza reakcja była, właśnie przez tę cukierkową instrumentację, alergiczna. Do tego dochodzi automat perkusyjny w stylu z lat osiemdziesiątych XX wieku i zaczyna się mieć wrażenie, że to jakieś stare, zapomniane nagranie w niezbyt ambitnej stylistyce. Na szczęście są od tej reguły ciekawe odstępstwa. W grupie brzmień melodycznych to przede wszystkim barwy przesterowane. W perkusji zwracają uwagę mocno przetworzone dźwięki w "Nava Ratna" i "Kijance", ciekawie spogłosowane bębenki w "Dwóch fontannach" i pomysł z użyciem plusku wody jako elementu perkusji (ponownie "Kijanka"). Sample z odgłosami wody pojawiają się zresztą wielokrotnie i często mają duże znaczenie w kompozycjach. Na uwagę zasługuje tu "Wędrówka Chmurnika", w której wokal Kostrzewskiego rozbrzmiewa na tle takich wodnych sonoryzmów, wspartych tylko subtelnym burdonem. Równie ciekawe wrażenie robi też głośny szum fal w "Nava Ratna".

Jeśli uda się przebić przez odstraszające z początku brzmienie, "Woda" jawi się jako świetna płyta, polecam więc wszystkim przynajmniej kilkukrotne jej przesłuchanie. Ja sam już czekam na kolejne części cyklu, po cichu licząc, że może Kostrzewski nawiąże współpracę z kimś poruszającym się w bardziej odkrywczych elektronicznych klimatach. Zestawienie jego wokalu, tekstów i kompozycyjnych pomysłów z bardziej oryginalnym zmysłem do brzmienia dałoby naprawdę porywający efekt.

Jeszcze w 2004 roku Kostrzewski wraz z nieoficjalnie usuniętym w 2003 roku z zespołu KAT perkusistą Ireneuszem Lothem powołał grupę pod nazwą Romek - The End. Muzycy w składzie uzupełnionym o gitarzystów Valdiego Modera i Piotra Radeckiego oraz basistę Michała Laksę na przełomie listopada i grudnia dali szereg koncertów anonsowanych jako pożegnalna trasa zespołu KAT.

W 2005 roku nowy zespół Kostrzewskiego i Lotha kontynuował działalność oraz zapowiedział nagrania płyty. Wkrótce grupa przyjęła nazwę KAT & Roman Kostrzewski. Nastąpiła także zmiana na stanowisku gitarzysty, Modera zastąpił Krzysztof "Pistolet" Pistelok wówczas występujący w formacji Horrorscope. Kolejne lata formacja wypełniła koncertami w Polsce podczas których były prezentowane utwory z repertuaru KAT. Były to m.in. takie kompozycje jak: "666", "Purpurowe Gody", "Łza Dla Cieniów Minionych", "Diabelski Dom cz. II", "Łoże Wspólne Lecz Przytulne" oraz "W Bezkształtnej Bryle Uwięziony".

1 września 2006 roku zespół zagrał na festiwalu "Magia Rocka" w Lyskach oraz rok później na festiwalu Hunter Fest w Szczytnie. 2 grudnia 2007 roku ukazało się pierwsze wydawnictwo zespołu KAT & Roman Kostrzewski zatytułowane Życie po życiu (http://www.youtube.com/watch?v=ouPJiX9oQfQ ). Na koncertowej płycie DVD zostały zawarte występy zarejestrowane w Katowicach, Krakowie oraz w Warszawie.

W 2009 roku z zespołu odszedł Radecki, którego zastąpił Paweł "Bajtel" Pasek. Jednakże w rok później Radecki powrócił do grupy. W 2010 roku w rzeszowskim Undergroundsound Studio formacja KAT & Roman Kostrzewski rozpoczęła nagrania debiutanckiego albumu. Premiera płyty zatytułowanej Biało-czarna została początkowo wyznaczona na październik 2010 roku, jednakże muzycy zdecydowali się na dokonanie poprawek w nagraniach. W grudniu 2010 roku fragmenty utworów pochodzących z płyty zostały opublikowane na oficjalnej stronie zespołu, a kolejna data premiery została wyznaczona na styczeń 2011 roku. Jednakże i ten termin uległ zmianie. Również w styczniu 2011 roku na stronie fanklubu zespołu - Czarne Zastępy w formie digital download został opublikowany utwór "Milczy trup". Ostateczna premiera debiutu odbyła się 3 kwietnia 2011 roku.

Lata zapowiedzi, seria przesuwanych premier i oto jest - "Biało-czarna"[http://www.youtube.com/watch?v=1WGaIr_ZlNo&list=PLAEBDEE18EA615404], nowa płyta Kata z Romanem Kostrzewskim. Choć topornie dosłowna okładka może zniechęcać, naprawdę warto zajrzeć do środka.

Pierwsze, co przykuwa uwagę, to brzmienie, a jako że płytę otwiera partia perkusji, zwłaszcza brzmienie bębnów. Bardzo akustyczne, z wyeksponowanymi talerzami, słyszalną odpowiedzią pomieszczenia. Moc, energia, organiczność - miód na moje zmęczone triggerowym plastikiem uszy. W ogóle od strony produkcji jest na tym albumie bardzo ciekawie. Dużo dzieje się w partiach gitar, jest kilka nietypowych smaczków, a całość brzmi spójnie, mocno i oryginalnie.

Kompozycje są skonstruowane z dużą finezją. Ogólnie rzecz biorąc, mamy tu do czynienia z nowocześnie brzmiącym metalem, głęboko osadzonym w thrashowej tradycji i twórczo ją rozwijającym. Wbrew temu, co sugerowały prezentowane przedpremierowo próbki, jest tu sporo riffów z prawdziwym polotem i kilka naprawdę udanych solówek. Rewelacyjne są perkusyjne partie Irka Lotha - dynamiczne, urozmaicone, ze świetnym groovem. Zero rutyny i odgrywania powszechnych patternów. Na płycie znajdziemy jeden utwór instrumentalny ("Bieluń"), jeden prawie instrumentalny ("Bara" z ciekawie elektronicznie przetworzoną wokalizą), dwie bardzo motoryczne piosenki ("Milczy trup" i "Kupa świąt") i jedną balladę ("Wolni od klęczenia"). Pozostałe pięć to dość progresywne, długie, rozbudowane kawałki. Warto wspomnieć, że "Wolni od klęczenia", który to utwór na koncertach wydawał mi się trochę kiczowatą i banalną balladą, w wersji płytowej został bardzo pomysłowo rozwinięty. Odrobina subtelnej, nietypowej elektroniki i trafne użycie wielu ścieżek wokalu dodają mu bardzo specyficznego nastroju. Ciekawe jest też to, jak z "Progerii" wyewoluował "Kapucyn zamknął drzwi" - najbardziej kontrastowy kawałek, z ludycznym wstępem, który, jak mówią muzycy, zawiera uderzanie miotłą w podłogę i zabawkowe dzwoneczki.

Teksty, jak przystało na Kostrzewskiego, cieszą barwnym językiem, pełnym neologizmów i regionalizmów. Czasem nic z nich nie rozumiem, z czasem rozumiem coraz więcej, pozostaje też oparte na doświadczeniu poczucie, że być może ostateczne oświecenie obnaży bełkot albo błąd. Można ten styl kochać lub nie, ja zdecydowanie zaliczam się do pierwszej grupy. Na pewno zaś brzmieniowe możliwości języka polskiego są tu pomysłowo wykorzystywane. Szkoda tylko, że za bogactwem języka nie idzie bogactwo treści, bo płyta jest przesadnie zdominowana przez wątki antyklerykalne. Brakuje tematów bardziej uniwersalnych, które reprezentują tylko "Kupa świąt" i "Szkarłatny wir". Ale i tak nie jest to uniwersalność na miarę choćby "Wierzę" z "Róż miłości...". Z tą tekstową monotonią idzie w parze monotonia w zakresie technik wokalnych - zdecydowanie dominuje siłowy, zachrypnięty śpiew, aczkolwiek niektóre fragmenty (początek "Kapucyn zamknął drzwi", środkowa część "Diabelskiego domu cz. IV") pokazują, że Kostrzewski wciąż potrafi śpiewać też na inne sposoby. Zwłaszcza zwolennicy czystych, wysokich partii będą zawiedzeni, ale mimo wszystko wciąż mamy do czynienia ze świetnym, charakterystycznym wokalem.

Rzecz, która obecnie zawsze niepokoi mnie przy premierach, to problem masteringowej kompresji, z powodu której kilka płyt z ostatnich lat jest dla mnie zupełnie niesłuchalnych. Ze strony Kata słyszeliśmy zapewnienia, że zespół troszczy się o tę kwestię, ale pomiary zdradzają typowe dla naszych czasów praktyki: średni poziom mocy RMS to około -6dB (8dB więcej niż na "Szyderczym zwierciadle"). Przy pierwszych trzech utworach brzmienie jest zaskakująco dobre - gęste i głośne, ale bez wyraźnych artefaktów. Później niestety znacznie się pogarsza - cierpią, jak zwykle, zwłaszcza akcenty z crashem i partie perkusji z otwartym hi-hatem, całość jest zbita i często nieprzyjemna w odbiorze. Powstaje swoisty paradoks - żeby docenić produkcję, która jest bardzo ważną częścią tej płyty, trzeba posłuchać jej w skupieniu na dobrym sprzęcie, ale zwłaszcza wtedy wychodzą na wierzch wady masteringu. Mam nadzieję, że na planowanej edycji winylowej zespół oszczędzi nam tego prasowania dźwięku.

"Biało-czarna" to świetna płyta. Spójna i różnorodna, dojrzała i świeża, do tego - jak zwykle w przypadku Kata - oryginalna, charakterystyczna, nie do pomylenia z żadnym innym zespołem. Choć kilka rzeczy razi, na pewno warto po nią sięgnąć.

KAT- pozornie są to tylko trzy litery, ale ich znaczenie semantyczne jest ogromne... to w końcu określenie człowieka, który zawodowo zajmował się wykonywaniem  wyroków skazujących na karę okoleczenia, cierpienia i śmierci.

Instytucja kata w największym stopniu wyodrębniła się w Europie. Kat wyróżniał się w społeczeństwie specyficznym- często jaskrawym strojem. Kat wykonywał wyroki śmierci, w zależności od stanu społecznego skazanego: rycerze i możni skazywano na ścięcie mieczem; mieszczan na ścięcie toporem; a chłopów po prostu wieszano... Później karę śmierci przez ścięcie zmieniono na ścięcie gilotyną. Kat zajmował się również pracą hycla (w zasadzie robili to jego pomocnicy), a także prowadzil dom publiczny. Kat zajmował się również przesłuchaniem, torturowaniem, wymierzaniem kar chłosty, okaleczaniem czy łamaniem kołem.  

Dziś nazwa KAT (zwłaszcza fanom thrash metalu w Polsce) kojarzy się z czymś zdecydowanie innym... KAT to jedna z czołowych polskich kapel metalowych... Można powiedzieć, że nazwa nawiązująca do mistrza małodobrego i agresywności brzmienia (od angielskiego słowa thrash, co tłumaczy się jako „chłostać”) pasuje tu doskonale... Wielu fanów KAT-a zna ten zespół z lat 80. i 90., gdzie swym charyzmatycznym, „wisielczym” wokalem miażdżył ich Roman Kostrzewski.

W 2004 roku z zespołu odszedł Ireneusz Loth i Roman Kostrzewski (skonfliktowani z Piotrem Luczykiem). Panowie założyli dobrze prosperującą grupę  pod szyldem KAT i Roman Kostrzewski, a Piotr Luczyk wraz z Krzysztofem Osetem, do których dołączył Henry Beck  (wokal), Jarosaw Gronowski (gitara) i Mariusz Prętkiewicz (perkusja) kontynuowali działalność KAT-a.

24 października 2005 roku grupa wydała album zatytułowany „Mind Cannibals” , która wzbudziła wiele kontrowersji, głównie za sprawą zmiany wokalisty. Przypomniały mi się słowa Tomasza Staroszczuka- wokalisty Turbo: „Każdy ma prawo do swojego zdania i nie można tego prawa nikomu zabronić. Tylko wtedy należałoby się zastanowić czy jest się fanem Turbo, czy fanem Grzegorza Kupczyka. Ja tak mam w przypadku zespołu Masterplan. Nigdy nie byłem fanem zespołu Masterplan, ale zawsze byłem fanem Jorna. Dlatego mam tylko trzy płyty, na których zaśpiewał Jorn. Z tą różnicą, że ja nie mówię, że Masterplan bez Jorna to nie Masterplan.”

Podobnie było z KAT-em dla wielu fanów, KAT skończyl się wraz z odejściem Romana Kostrzewskiego. Jak jednak mawiają: nigdy nie mów nigdy, bo oto Piotr Luczyk znów postanowił zjednoczyć się z dwoma dawnymi kolegami, by po ośmiu latach przypomnieć fanom czym jest KAT...

W listopadzie ukazała się płyta „Raritas” zawierająca stare numery Katowiczan. Warto zauważyć, że ku uciesze fanów na tej płycie znów zajmuje się Roman, a teksty są po polsku. Gdy patrzę na tę płytę zadaję sobie wiele pytań? Czemu te numery nie pojawiły się wcześniej? Czy były niedopracowane? Czy zespół nie czuł wówczas owego flow? A może pojawiły się, bo zespół potrzebował retrospekcji po latach...

Pojawił się pomysł, wydawca, a także duże zainteresowanie ze strony fanów KAT-a... O to przecież chodziło...

Piotr Luczyk wspomina, a zarazem potwierdza tezę, że wydanie tych mocno archiwalnych kawałków było pomysłem fanów, którzy jeszcze raz chcieli poczuć się jak trzydzieści lat temu. Na kompilacji „Raritas” głos zdziera wyłącznie Roman Kostrzewski, co powinno ucieszyć wszelkiej maści malkontentów, którzy w 2005 roku  słyszał głos Henrego Backa stwierdzili, że KAT się skończył...

Znajdziemy tu garść niepublikowanych wcześniej numerów jak: „Robak” , „Skazaniec”, „Zemsta”, „Wyrok Sądu Bożego”, które zostały zarejstrowane na pierwszej sesji KAT-a w Radio Katowice w 1982 roku. Co prawda „Robak” pojawił się wcześniej na płycie (na „Balladach”), ale tu fani mogą jej posłuchać w starszej wersji...

Kilka znanych utworów (często pojawiających się na set liście KAT-a) jak: „Delirium Tremens” czy „Diabelski Dom cz. I” mamy w wersji koncertowej z 1983 roku z Jarocina.

Utwory, które pojawiły się na „Raritas”   w żadnym wypadku nie można uznać za słabe, po prostu różną się od tych, które fani znają z płyt czy koncertów. Gdy słucha się tych kawałków można mieć wątpliwości, czy to na pewno KAT? Już w pierwszym utworze „Wyrokiem Sądu Bożego” słyszymy powolne gitary i bardzo oszczędna perkusja. Zachrypnięty wokal Kostrzewskiego utrzymuje się w niskich rejestrach. Riffy Piotra pozostawiają dużo przestrzeni. Jakoś to mało heavy metalowe (thrash metalowe)...? Podobnie rzecz się ma przy utworze „Skazaniec”... Widać tu, że nie samą prędkością żyje człowiek. Widac tu nawiązanie do sabbathowych (Black Sabbath) doom metalowych klimatów (widać je w piosence „Black Sabbath” [http://www.youtube.com/watch?v=-vi1mHigGZE]), „Robak” jak wspomniałem pojawił się we wcześniejszej wersji i „Bez Pamięci”- klimatyczna, pełna subtelnych odwolań...

„Możni Ludzie” to uśmiech w stronę fanów thrash metalowego brzmienia...

Na sam koniec coś soczystego... „Manaced”                                                                                             [http://www.youtube.com/watch?v=XYq1CUC_pfw]- utworze tyleż oryginalnym co dziwnym... Rozwiązania gitarowe wgniatają słuchacza w podłogę.

„Instrumental” to klasyczna wisienka na torcie, w nim to każdy z instrumentalistów popisuje się swoimi umiejętnościami.

Dla fanów KAT-a to rarytas... Zamknę się z tą płytą na długie tygodnie i będę skupiał się na każdym dźwięku, ale zastanawiam się co z fanami heavy metalu, którzy coś tak o Kacie słyszeli...? hm... Tu pojawia się problem, bo heavy metal (thrash metal), do którego przyzwyczaili się fanii KAT-a czy Romana Kostrzewskiego tu nie ma wiele. Oczywiście mogą tak pomyśleć tylko laicy, którzy o muzyce heavy metalowej wiedzą niewiele, bo widoczne są tu wpływy Black Sabbath, a więc doom metalu... Takiej muzyki słucha się w wyciszeniu, w wygodnym fotelu, najlepiej ze szklanką dobrej whysky. Gdy podejdzie się do tej płyty wlaśnie w ten sposób na pewno odkryje się wszyskie jej poklady i osiągnie się stan najwyższych uniesień. Jak dla mnie fenomen zmuszający do refleksji a nie tylko proba rozwiklania teorii hałasu...

Słuchając tej płyty mogę zaznaczyć, że z niecierpliwością czekam następne wydawnictwa KAT-a. tym bardziej Piotr Luczyk szykuje akustyczną wersję utworów Katowiczan... Tłuczaczy to tym, że w ostatnim czasie miał do czynienia z muzyką zgoła odmienną od tej z KAT-a, a nawet innej niż heavy metal... To będzie nowe otwarcie swer podświadomości fanów. Kto wokalistą na płycie?... Z powodzeniem rolę tą mógłby łączyć zarówno Henry Beck jak i Roman Kostrzewski, który wrócił na „Raritas”.... Luczyk współpracował też z powodzeniem z Maciejem Lipiny... Wiemy, że ta płyta ma być bardziej rockowa niż heavy metalowa... Płyta ma mieć swoją premierę 14 lutego (w Walentynki) 2014 roku...    

10 lutego w sklepach pojawił się "Acoustic - 8 Filmów”, długo wyczekiwany album zespołu KAT. Legenda polskiej sceny metalowej tym razem na warsztat wzięła swoje kultowe już utwory, aby zarejestrować je w zupełnie nowych aranżacjach.

Nad produkcją płyty czuwał Piotr Witkowski który ma na swoim koncie współpracę ze znakomitymi muzykami, między innymi z amerykańskim kompozytorem Elliotem Goldenthalem – twórcą muzyki filmów: „Obcy 3”, „Wywiad z Wampirem” czy ‘Frida” oraz Jonny Greenwood’em (Radiohead) i Krzysztofem Pendereckim.

Do tej pory w tajemnicy utrzymywane było nazwisko muzyka, który zaśpiewał na płycie KAT „Acoustic – 8 Filmów”. W internecie zawrzało od domysłów, część fanów słusznie sugerowała wokalistę, który na co dzień śpiewa w formacji Ścigani – Macieja Lipinę[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/scigani/2014-07-06-623]. Ciekawa barwa głosu Maćka, jego znakomite zdolności wokalne i charyzma - doskonale wpasowały się w format płyty, przyjęty przez gitarzystę Piotra Luczyka - pomysłodawcę tego albumu: „Skąd pomysł nagrania utworów KAT w wersji akustycznej? Bo to są dobre utwory – mówi Luczyk - początkowo chciałem ograniczyć się jedynie do wersji akustycznej, jednakże w trakcie pracy zmieniłem aranżacje i dopisałem dużo nowej muzyki. Słuchając tych kawałków zawsze widziałem pewne obrazy – teraz je pokazałem. Jest to album świadomy, spokojny i inny od zwykłych wersji unplugged. Dojrzewałem do niego długo, aż w końcu jest”.

Maciej Lipina znany z formacji Ścigani doskonale poradził sobie z wykonaniem utworów KAT, chociaż nie jest to łatwa sprawa, poza tym dodał im świeżości. Zapytany o udział w nagraniach albumu „Acoustic – 8 Filmów” odpowiada: „Dotąd nie znałem muzyki zespołu KAT, ale szybko okazało się, że z Piotrem świetnie się rozumiemy. Po nagraniu całej płyty stałem się fanem tych pieśni”.

Czytaj na: http://rockmetal-nibyl.ucoz.pl/blog/20_lat_ballad_kata/2014-09-15-841

Kategoria: black metal | Wyświetleń: 534 | Dodał: Bies | Rating: 0.0/0
Liczba wszystkich komentarzy: 0
avatar
Formularz logowania

Wyszukiwanie

Kalendarz
«  Lipiec 2014  »
Pn Wt Śr Czw Pt Sob Nie
 123456
78910111213
14151617181920
21222324252627
28293031

Archiwum wpisów

Przyjaciele witryny
  • Załóż darmową stronę
  • Internetowy pulpit
  • Darmowe gry online
  • Szkolenia wideo
  • Wszystkie znaczniki HTML
  • Zestawy przeglądarek

  • Copyright MyCorp © 2025Darmowy kreator stron www - uCoz