Samael[http://rockmetal-nibyl.ucoz.pl/blog/samael_demon/2014-03-19-602] to szwajcarska grupa metalowa założona w 1987 roku. Początkowo wykonująca black metal, później jej styl wyewoluował do metalu industrialnego. Zaliczana wraz z m.in. Mayhem[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/mayhem/2014-07-04-231] czy Darkthrone[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/darkthrone/2014-07-04-235] do tzw. drugiej fali black metalu z przełomu lat 80. i 90. XX wieku. Do dziś ukazało się dziewięć albumów studyjnych grupy.
Początkowo grupa była pod znacznym wpływem zespołów pokroju Hellhammer(później Celtic Frost), Celtic Frost[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/celtic_frost/2014-07-04-230] czy Venom[http://rockmetal-nibyl.ucoz.pl/blog/venom/2013-12-12-175] i wraz z Mayhem[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/mayhem/2014-07-04-231] czy Darkthrone[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/darkthrone/2014-07-04-235] jest uznawana za drugą falę black metalu. Należy jednak pamiętać, że muzyka Samaela nigdy nie przypominała muzyki norweskiej sceny i charakteryzowała się własnym, ciężkim brzmieniem. Dwie pierwsze płyty – Worship Him (http://www.youtube.com/watch?v=khWREu3e7oM) i Blood Ritual (http://www.youtube.com/watch?v=nA6cEswpnm8 ) są klasycznymi pozycjami black metalowymi.
Wieki temu (na przełomie 80 i 90) wszystko wydawało się być znacznie prostsze, nie istniała nieskończona liczba zespołów metalowych powielających do znudzenia te same patenty i nie różniących się między sobą niemal niczym. Chyba nie warto wymieniać. Były to zupełnie inne czasy, zwłaszcza w okolicach muzyki black metalowej; swoją pozycję ugruntowywały takie kapele jak Bathory[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/bathory/2014-07-04-229], Venom[hhttp://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/celtic_frost/2014-07-04-230] i Celtic Frost, mieli rzesze fanatycznych wyznawców, a i do tej wesołej gromadki dołączył grający nieco odmienną muzykę Samael.
Co oferuje ten album współczesnemu słuchaczowi?
Świeży, współczesny słuchacz może nie wiedzieć do końca z czym ma do czynienia. (Skojarzenia wokół najgłębszych obszarów podziemia, mocnego przekazu popartego prymitywną, nieprzyjemną prawie muzyką.) Zakładam, że znając późną twórczość tego zespołu naturalnym, ciekawskim ruchem sięga po jego korzenie i tu – zaskoczenie.
Po niewiele znaczącym wstępie dostajemy rasową „jazdę” przypominającym w swoim najszybszych momentach te wcześniej wymienione zespoły. „Sleep of death”[https://www.youtube.com/watch?v=hOEsiOwodTY] podobnie jak „Morbid metal”[https://www.youtube.com/watch?v=NaA4U0YWZCY] nie są najbardziej reprezentatywnymi utworami tego albumu, są trochę odrębne, ale wydają się zaspokajać założenia kanonu tej sztuki. Z kolei już „Worship him”[https://www.youtube.com/watch?v=khWREu3e7oM] objawia czym zajmować się chce Samael w tym czasie: potężnymi, ciężkimi, powolnymi kompozycjami. Inną rzeczą, na którą trzeba koniecznie zwrócić uwagę jest nastrój emanujący z tych utworów, ale o tym dłużej będzie trochę później. Instrumentalne „Rite of cthulhu[http://rockmetal-nibyl.ucoz.pl/blog/cthulu/2014-03-21-605]”[https://www.youtube.com/watch?v=lqoL2LgNujo] odsłania odrobinę orientalną (może nawet antyczną) twarz Samaela oraz szczególną dbałość o dopracowanie, zgranie ze sobą wszystkich instrumentów, solidnego zbudowania sekcji rytmicznej mając wciąż na uwadze klimat. Czasami zespół przemyca nam różne „rodzynki” jak chociażby nagłe i chwilowe wyciszenie w środku nieco rozbieganego „the black face”, po którym następuje bardzo przyjemny, melodyjny i odmienny motyw na gitarze, poczym wszystko wraca do normy. Najważniejszym punktem płyty jest oczywiście kultowy „Into the pentagram"[https://www.youtube.com/watch?v=zbNP2gEaCm8] ...
Co oferuje ten album transcendentalnie?
W swojej surowości, miejscami do bólu nieprzyjemnej i chropowatej objawia się jakieś piękno i ponadczasowość. Ta cała koncepcja stojąca za tymi utworami (w pełni rozkwitająca na następnym wydawnictwie) jest odpowiedzą czy też antytezą wobec (wg mnie) szczytowego i klasycznego osiągnięcia black metalu, prawdziwego opus magnum gatunku pod postacią „The return”[https://www.youtube.com/watch?v=2dWwKDCRV8o] (1985) zespołu Bathory[http://rockmetal-nibyl.ucoz.pl/blog/bathory/2013-12-12-176] . Samael wytyczył nowe ścieżki i już na samym początku wpisał się silnie w historię muzyki ekstremalnej, a wielu ludzi słuchając tej muzyki zamykało się w ciemnym pokoju i przeżywało każdy dźwięk w „into the pentagram”, mając ciarki na plecach.
Wydaje mi się, że nie potrafię jednak w pełni określić sytuacji tych utworów we współczesnym świecie. Są obciążone sporą melancholią, okrzyknięte kultowymi, a nawet przez niektórych uważane za najlepsze dzieło zespołu. Co kto woli, nie zabraknie też tych twierdzących, że po prostu trudno było nagrać coś gorszego.
A może paradoksalnie przeobraża się to dzisiaj w dowód dla panów Xy i Vorph, że przy tak ubogim instrumentarium, skromnej produkcji, ale za to ogromnym zaangażowaniu można stworzyć naprawdę Wielkie Dzieło?
Samael jest zespołem, który spokojnie może być uznawany za kreatora czarnej sztuki. Mimo, iż nie tworzył tego gatunku to stworzył jego specyficzną odmianę. Odmianę, która ukazała wszystkie swoje atuty na drugim krążku szwajcarów czyli na Blood Ritual[https://www.youtube.com/watch?v=uk-qWbGrlgc&list=PL69B0D57BFC209BB4].
Na początek krótki wstęp w postaci "Epilogue"[https://www.youtube.com/watch?v=uk-qWbGrlgc], mimo iż krótki to doskonale wprowadzający w klimat albumu. "Beyond The Nothingness"[https://www.youtube.com/watch?v=yoXdTi3ErgA] to bardzo mroczny utwór pokazujący kwintesencję "Rytualnej Krwi". To co rzuca się w oczy (uszy) to melodyjne gitary, coś zupełnie odmiennego od muzyki np. Satyricon[http://rockmetal-nibyl.ucoz.pl/blog/satyricon/2013-12-12-188]. Ogólnie Samael unika szybkich temp, poruszając się w średnich i wolnych. Utwór numer dwa ("Poison Infiltration"[https://www.youtube.com/watch?v=Qg3CjKkQFCw]) to jeden z niewielu momentów gdzie muzyka przyspiesza. Kolejne kompozycje znajdują się w tym samym klimacie. Wyróżniają się za to dwa utwory. Numer tytułowy, który prezentuje szybkie granie z thrashowym zacięciem, oraz "Macabre Operetta"[https://www.youtube.com/watch?v=oyV2fKqert0], chyba najsłynniejszy utwór z Blood Ritual. Kawałek ten to nic innego jak ballada. Tak, tak prawdziwa black metalowa ballada.
Samael jest dla mnie zespołem wyjątkowym, to on w największy sposób ukształtował moje gusta muzyczne. Wszystkie jego albumy mogę polecić z czystym sumieniem każdemu słuchaczowi metalu. Ale Blood Ritual mogę i muszę polecić każdemu wielbicielowi czarnej sztuki. Tak naprawdę jest to moja ulubiona black metalowa płyta. Jest to jeden z niewielu albumów posiadających własną tożsamość. Nad każdym taktem tej muzyki unosi się mrok i cień. Ponadto zaskakuje bardzo dobre brzmienie. Ogólnie produkcja płyty sprawia, że Blood Ritual słucha się z przyjemnością, jednocześnie wiedząc, iż jest to album nagrany kilkanaście lat temu.
"Rytualna Krew" to portret minionej epoki. Ten okres w karierze Samael był na pewno wyjątkowy, pozostaje tylko żal, że nie powstanie już płyta w klimacie Blood Ritual, chociaż kiedy słucha się takiego Passage żal ucieka, a na jego miejscu pojawia się to samo uwielbienie.
Natomiast na trzeciej – Ceremony of Opposites (http://www.youtube.com/watch?v=2Cr6u3p7Uvc ) – zespół zaczął wykorzystywać elementy metalu industrialnego, których użycie znacznie rozszerzyło się na kolejnych albumach. Teksty utworów do tego czasu były w mniejszym lub większym stopniu okultystyczne, antyreligijne i satanistyczne.
Choć już wcześniej Samael przejawiał swoją odmienność, to chyba mało kto się spodziewał, że ten szwajcarski zespół wypłynie na szersze wody i stanie się jednym z najważniejszych reprezentantów gatunku.
"Ceremony Of Opposites" to ogromny przeskok z podwórkowego, garażowego pitolenia do prawdziwego świata muzyki. Muzyka Samael na tym wydawnictwie stała się bardziej dynamiczna, bardziej wyrazista, lżejsza, ale zarazem bardziej drapieżna. Formacja coraz śmielej wykorzystuje instrumenty klawiszowe, choć to jeszcze nie jest to, co zacznie się od płyty "Passage"[https://www.youtube.com/watch?v=STE8CNpjGhM]. Mamy za to całkiem sporą dawkę chwytliwych riffów, które sprawią, że nasza głowa będzie się bujać. Pomimo swojej prostoty i surowości Samuel wplótł w swoje kawałki całkiem sporą nutkę dostojeństwa. Szwajcarzy w dalszym ciągu na tle konkurencyjnych zespołów grają powoli, ale dzięki temu jest w tej muzyce więcej elementów, na których możemy zawiesić ucho.
Obok "Passage" (http://www.youtube.com/watch?v=STE8CNpjGhM ) jest to chyba najważniejsza płyta w dyskografii zespołu. To dzięki niej kapela wybiła się i została doceniona przez krytykę i fanów. Dostrzeżono jej odmienność od typowego black metalu i nawet jeśli jest tu sporo niedociągnięć - zwłaszcza brzmieniowych, to jest to na swój sposób płyta wartościowa.
Samael to firma z wieloletnią tradycją, ogromnym muzycznym doświadczeniem i ugruntowaną pozycją na rynku. W końcu 24 lata na scenie to naprawdę szmat czasu. W tym okresie zespół zdążył zarobić na opinię lidera sceny Black Metalowej, zmienić profil swojej działalności na muzykę industrialną i na tym polu osiągnąć porównywalny z poprzednim sukces. Płyty „Worship Him”, „Blood Ritual” czy „Ceremony of Opposites” to klasyka na tyle znana, że recenzowanie ich jest zbędne. Późniejsze bardziej elektroniczne dzieła, takie jak „Eternal”[https://www.youtube.com/watch?v=BveJqnYc78k] również nie stoją w cieniu a „Together”[https://www.youtube.com/watch?v=U6tK3btGooE] czy „Supra Karma”[https://www.youtube.com/watch?v=siNSTSUBRrU] to jedne z moich ulubionych utworów.
Ja zaś napiszę słów kilka o albumie specyficznym, bo przełomowym w karierze szwajcarów. A w zasadzie to o minialbumie „Rebellion”[https://www.youtube.com/watch?v=7qoZw0QUSIE&noredirect=1] z roku 1995.
Jak już się rzekło, płyta choć krótka, bardzo jest dla zespołu znamienna. Właśnie na niej kończy się powoli era Black Metalu a zaczyna era muzyki industrialnej. Niemniej jednak dzieje się to w pełnej harmonii i równowadze. Wskazuje to nawet okładka przedstawiająca znany symbol Yin Yang. Pierwsze trzy utwory oraz „Into the Pentagtram” to jeszcze ostry Black (choć znacznie łagodniejszy, niż na poprzednich albumach). Druga zaś część (utwór nr 4, 6 i ukryty kawałek nr 7) to już muzyka elektroniczna.
Nowe kawałki są w zasadzie tylko dwa. Pierwszy ostry „Rebellion” – muzyczny majstersztyk oraz czwarty „Static Journey” – podobnie klimatycznie fantastyczny. „After the Sepulture” to nowa wersja utworu z krążka „Blood Ritual”; „I love the Dead” to cover Alica Coopera z albumu "Billion Dollar Babies” z roku 1973 a „Into the Pentagram” to nowa wersja tegoż kawałka z płyty „Worship Him”.
Zresztą obie nowe aranżacje są bardzo przyjemne i słucha się ich z łatwością. Są nieco spokojniejsze od oryginałów, znacznie mniej ciężkie i z pewnością o niebo bardziej cywilizowane i okrzesane. Podobnie jest zresztą z coverem księcia Heavy Metalu. „I Love the Dead” jest od oryginału lepszy w każdym calu. Bardziej dopracowany, bardziej przemyślany i znacznie łatwiejszy w słuchaniu. A jak do tego doda się klasyk, czyli tytułowy „Rebellion” oraz klimatyczne utwory grane na klawiszach to mamy sukces gwarantowany. I stąd ta łatwość przyswajania materiału.
Jedyne co mnie na tym krążku denerwuje, to… nic. Nic czyli ponad minuta ciszy na początku utworu nr 6 i jeszcze dodatkowe trzy pomiędzy „Static Journey” a ukrytym utworem nr 7. Ani się tego nie da przewinąć, ani opuścić. Nie wiem też jaki efekt chciał osiągnąć Xy. Cisza nie oddziela metalu od industrialu, nie podnosi napięcia słuchającego. Ja jeśli miałbym ochoty posłuchać sobie ciszy, to znam bardziej niezawodne i tańsze rozwiązania. Ta z płytki wkurza i tyle.
Niemniej jednak płyta jest świetna. Jest na niej wszystkiego po trochę, dopracowane aranżacje i bardzo łatwo przyswajalny efekt końcowy. A w dodatku pomimo upływu czasu album się nie wyświechtał. Wiem coś o tym bo wciąż chętnie do niego wracam.
Wraz z ukazaniem się albumu Passage w 1996 zespół w zasadzie zerwał ze sceną black metalową i podążył na dobre w kierunku metalu industrialnego, a tekstowo z szeroko pojętego satanizmu przeszedł w tematykę nacechowaną duchowością Wschodu. Zrezygnowano z perkusji na rzecz automatu perkusyjnego, a Xytras (już jako Xy) zajął się klawiszami i programowaniem.
Tego zespołu nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, przecież zrobili oni tyle dla metalu klimatycznego co Iron Maiden[http://rockmetal-nibyl.ucoz.pl/blog/iron_maiden/2013-12-31-395] dla heavy a Slayer[http://rockmetal-nibyl.ucoz.pl/blog/slayer/2013-12-08-151] dla thrash. Płyta Passage stała się albumem przełomowym pod wieloma względami. Zespół zostawił za sobą black metal, Xytras użył automatu perkusyjnego, teksty Vorpha zmieniły znaczenie i tematykę. Płyta ta podzieliła również fanów zespołu, wielu zostawiło muzyków a wielu przybyło. Na płycie miesza się praktycznie większość gatunków metalu. Mamy tutaj: black, gotyk, thrash, heavy, doom i jeszcze trochę. Siła uderzenia tej płyty jest wprost niesamowita. Wszystkie kawałki są genialne, w każdym znajdziemy wszystko co potrzebne do nagrania wspaniałego utworu: melodię, klimat, ciężar oraz monumentalne czy orientalne fragmenty, które naznaczają tą płytę piętnem oryginalności i wielkości. Jest to album bardzo ważny w dyskografii Samael ponieważ nie zatracił on jeszcze tej black metalowej energii i wściekłości co stało się niestety udziałem Eternal. Z tej muzyki tchnie niesamowity mrok, słuchając tych astrologicznych hymnów przenosimy się w krainę gwiazd i cienia oraz blasku księżyca. Fenomenalny głos Vorpha sprawia, że mamy wrażenie przeniesienia się do wnętrza jakiejś niesamowitej orientalnej ceremonii.
Nie ma sensu opisywać poszczególnych utworów bo każdy jest wybitny, czy to piekielnie szybki "Rain" czy orientalny "Jupiterian Vibe" albo po prostu samaelowy "Born Under Saturn". Nie znajduję porównania dla tej płyty, nie znajduję krążka który zbliżył by się do poziomu "Przejścia" (pomijając kolejne płyty duetu Vorpha i Xy). Kiedy z głośników płyną dźwięki jakiejkolwiek produkcji szwajcarów przenoszę się do innej czasoprzestrzeni, do świata tworzonego przez największych wizjonerów metalu jakich nosiła Europa Zachodnia. W jednym z wywiadów dotyczących nowej produkcji Samael padło określenie, że jest ona połączonym klejnotem wschodu i zachodu. Passage jest połączeniem blasku księżyca i mroku otchłani wszechświata. ABSOLUTNY MUS!!!
Zaczątek zmian można jednak usłyszeć już na minialbumie Rebellion, gdzie pojawia się całkowicie elektroniczny utwór "Static Journey", podkreślone zostają syntezatory, a motywem przewodnim tytułowego kawałka jest opozycja, którą można traktować jako opozycję yin-yang.
Wydana w dwa lata po Passage EP Exodus nacechowana jest jeszcze głębszym elektronicznym brzmieniem, które zostanie rozbudowane na kolejnym albumie – Eternal.
Ktoś kiedyś zadał mi bardzo ciekawe pytanie: jak wyobrażam sobie nowoczesną muzykę, która z powodzeniem wprowadziłaby ludzkość w nowe tysiąclecie. Wcale nie było mi łatwo zdecydować się na kilka, a już tym bardziej na jedną płytę, która najlepiej sprawdziłaby się w tak ważnej misji. Ale po pewnym czasie wybór znacznie się ułatwił. Przyczyna? Bardzo prosta - Samael "Eternal".
Po pierwsze - nie sugerujcie się okładką. Mnie też zaatakowały niezbyt ciekawe myśli - czyżby Czarny Mistrz przeszedł na bezduszne, skomercjalizowane techno? Na szczęście w tym przypadku była to tylko jedna z tych chwil, kiedy obawa płonie, lecz serca nie rani, bo zaraz po konfrontacji z płytą wiadomo, że jest ona kolejnym wiekopomnym arcydziełem na trwałe wpisanym do muzycznej księgi. O ile "Passage" był przejściem do nierealnej rzeczywistości, kluczem do wrót bezkresnych, kosmicznych otchłani o tyle "Eternal" (cóż, tytuł jak sądzę bardzo przemyślany i nieprzypadkowy) jest podróżą ku nieskończoności, wiecznością, której nawet na siłę nie można oprawić ramkami czasu. To się nazywa nowatorstwo i świeżość w muzyce! "Eternal" nie jest może bezpośrednią kontynuacją, swoją drogą także fenomenalnego "Passage", ale poprzedni album może być pewnym wyznacznikiem tego, co zespół proponuje u schyłku drugiego tysiąclecia. Przede wszystkim zachwycają ciężkie, czasem nieco przesterowane gitary. Samael i techno[http://rockmetal-nibyl.ucoz.pl/blog/techno/2014-03-21-606]? Wybacz mi Mroczny Mistrzu, że odważyłam się w Ciebie zwątpić. Owszem, pod powłoką potężnych gitar przenika elektroniczny chłód, ale to właśnie on jeszcze mocniej uprzestrzenia i zakręca tę muzykę, dodaje jej niepowtarzalnego uroku. Takie rozwiązania nie powinny jednak dziwić (a już tym bardziej szokować) tych, którzy pamiętają (i kochają) "Passage". Elektronika i klawisze doskonale "dogadują się" z ociężałymi (czasem mocno industrialnymi) gitarami ("Together", "The Cross"). To się nazywa idealny związek! (gdyby tak było w życiu...). Oczywiście nie brakuje tutaj niesamowitych melodii, pojawiających się nagle i trochę jakby znikąd. Tych samych melodii, które tak bardzo zachwycały na "Passage". Na "Eternal" jest ich jeszcze więcej (wspaniałe "Together", "The Cross", "Us"...) Ale uwaga - one uzależniają od pierwszej chwili i naprawdę trudno podjąć kurację odwykową. No i głos - Vorph śpiewa jak nigdy dotąd, partie wokalne są bardzo zróżnicowane - od przesterowanych, melodyjnych po charakterystyczne chrypki i drapieżność. Od razu wiadomo z kim mamy do czynienia. Zresztą cała płyta mogła być stworzona tylko przez jeden zespół. Bo przecież Mistrzów trudno jest podrobić. I czy w ogóle można...?
"Eternal" to podróż przez niezbadane ścieżki mistycznego, kosmicznego świata. Astralna podróż przez wieczność, otchłań mroku. Płyta powala na kolana już przy pierwszym starciu. Ja nie mam ochoty się podnosić. I wiem, że mój los podzieli wielu innych...
Wydany w 1999 przy współpracy z producentem Davidem Richardsem, jeszcze dalej odchodzi od kanonów sceny metalowej (brak podwójnej stopy perkusyjnej, wyciszone gitary, wyeksponowane klawisze i automaty perkusyjne). W utworze Supra Karma pojawia się też pierwsza solówka gitarowa w historii zespołu.
Reign of Light[https://www.youtube.com/watch?v=VPmmea6KX4c&list=PL3A9E6E61693267C0] będąca kolejnym studyjnym nagraniem zespołu z jednej strony dodała więcej elementów orientalnych niż poprzednia płyta, a z drugiej delikatnie przesunęła się ponownie w stronę sceny ciężkiego metalu (m. in. wyraźniejsze gitary). Płytę poprzedzał pierwszy w historii singel Telepath (http://www.youtube.com/watch?v=kpClxEePxtw ), a już po premierze płyty pojawił się drugi singel – On Earth (http://www.youtube.com/watch?v=Hoc9M9J7-mI ).
Najnowsze dzieło, szwajcarzy upichcili według sprawdzonego przepisu. Ponownie skorzystali z usług naszego rodaka, Waldemara Sorychty, który w swoim Woodhouse Studio zadbał o brzmienie płyty. Muzyką jak zawsze zajął się Xy, a tekstami Vorph.
Album rozpoczyna jeden z najjaśniejszych punktów płyty czyli "Moongate"[https://www.youtube.com/watch?v=sK9N8EAJ3rI]. Następnie mamy dwa bardzo dobre kawałki ("Inch'Allah"[https://www.youtube.com/watch?v=TtI-oR6_Ipg] i "High Above"[https://www.youtube.com/watch?v=VPmmea6KX4c]). Po tych trzech utworach już wiemy czym różni się Samael z okresu Eternal od tego A.D. 2004. Przede wszystkim, Samael złagodniał. W muzyce tego zespołu zabrakło miejsca dla pierwotnego ciężaru i wściekłości. W zamian dostaliśmy bardziej melodyjne oblicze grupy. Takie kawałki jak "Further"[https://www.youtube.com/watch?v=V5AbJq7Iyoc], "On Earth"[https://www.youtube.com/watch?v=qZ3VJsQPSFA] czy kompozycja tytułowa, bez obaw mogą aspirować do wszelakich list przebojów. I wydawałoby się, że szwajcarzy po raz kolejny nagrali płytę wyśmienitą, jednak jest jedna rzecz, która nie daje mi spokoju. Utwór "Telepath" jest tragiczny, po prostu okropny. A już zupełnie nie rozumiem jak Vorph i spółka mogli wybrać go na singiel.
Reign Of Light posiada też jeszcze jeden bardzo ważny i istotny atut, mianowicie teksty. Vorph napisał genialne liryki, zdecydowanie najlepsze w całej dyskografii zespołu. Podsumowując nowa płyta Samael stanowi logiczny rozwój muzyki tej formacji. Na pewno nie jest to tak odważny krok jak Passage, ale niewątpliwie zespół nadal idzie naprzód. Żaden sympatyk nie powinien się tym albumem rozczarować. Jeśli miałbym ocenić ten album, posługując się szkolną skalą, dałbym 5-.
W czerwcu 2007 został wydany kolejny krążek zatytułowany Solar Soul[https://www.youtube.com/watch?v=drMlyHKbKxY&list=PLOWSLZcy4VjVNHObAr_D4OwxvQoTvpjFv]. Jest on rozwinięciem pomysłów z Reign of Light i charakteryzuje się zarówno dość znaczną orientalizacją, jak i ciężkimi gitarowymi riffami, ponadto ponownie pojawiły się podwójne stopy. Poprzedzony był singlem Valkyries' New Ride (http://www.youtube.com/watch?v=7QfXTCTW_GI ).
Tak gorąco wyczekiwany, utęskniony nowy album wizjonerów ze Szwajcarii, w końcu rozbrzmiał w moich uszach. A zabrzmiał on na dobry początek numerem tytułowym. Już podczas drugiego przesłuchania śpiewałem z Vorphem, "One nation, generation...", niesamowita dawka melodii i przebojowości, murowany hit! Po tak wyśmienitym początku aż mnie skręcało w oczekiwaniu na więcej.
I co chciałem, tom dostał. "Promised Land" - nafaszerowany elektroniką i właściwą tylko dla Samaela dynamiką, zmusił moją głowę to bliżej nieokreślonych ruchów. Singlowy "Slavocracy" (http://www.youtube.com/watch?v=aMzWysnhr5c ) zaskakuje. Wersja ostateczna jest inna od tej, którą zespół zamieścił przed premierą na swojej stronie internetowej. Tym razem Samael brzmi pełniej, potężniej, słychać robotę Waldemara Sorychty (producent albumu). Odrobinę oddechu i zwolnienia wprowadza orientalnie zabarwiony "Western Ground", który bardzo silnie kojarzy się z poprzednim LP zespołu - Reign Of Light.
Powrotem do potężnego i energicznego grania jest kompozycja zatytułowana "On The Rise", która zaskakuje agresywnym początkiem i "passage'owym" refrenem. Bardzo mocna rzecz! Sojusz czyli "Alliance" to kolejny moment spokojniejszych dźwięków. Charakterystyczny prawie czysty wokal Vorpha w zwrotce i utrzymany w średnim tempie przytłaczający refren. Kiedy w głośnikach rozbrzmiał "Suspended Time" ponownie przypomniałem sobie o RoL, tym razem zmiksowanym z Eternal. Dopiero refren z kobiecymi chórkami (swojego głosu użyczyła tutaj Vibeke z Tristanii) przypomniał mi o tym, że to NOWY Samael. Ciężkie riffy... rzecz to dla Samaela charakterystyczna i bardzo istotna, dlatego tak wyśmienicie słucha się momentów kiedy Makro i Vorph mocniej uderzają w struny. A więc... "Valkyries' New Ride" oto numer gdzie ciężar wbija w podłogę a niesamowite "jadące" tempo nie pozostawia miejsca na oddech!
Największym zaskoczeniem jest jednak kompozycja "AVE!"[https://www.youtube.com/watch?v=zc42_2wfhZY]. Wstęp kojarzy mi się z "Tribes Of Cain"[https://www.youtube.com/watch?v=TWSUkFlCAjo] a dalej jest bardzo w stylu Passage a momentami nawet Ceremony Of Opposites! Przytłaczająca mroczna atmosfera, powolne tempo i klimatyczne, symfoniczne klawisze. Miód!!! Kolejna kompozycja to wyśmienity orientalny "Quasar Waves", pewne novum w muzyce Samaela. Tak ewidentnie do kultur dalekiego wschodu szwajcarzy chyba jeszcze nie sięgali. Jako przedostatni na krążku został zamieszczony bonusowy "Architect". Kawałek ten nie jest jakimś ogromnym wzbogaceniem "Słonecznej Duszy", ot taka sobie zwykła piosenka w stylu zespołu. Płytę kończy symfonicznie zabarwiony "Olympus"[https://www.youtube.com/watch?v=Gbm-me57ZLI].
Solar Soul to dobry album, świetna kontynuacja Reign Of Light, to wydawnictwo, w którym mamy kwintesencję Samaela... ale mimo to Solar Soul mnie rozczarował. Nie tego się spodziewałem, chciałem mieć kolejny wizjonerski album, kolejny krok w nieznane, następny muzyczny szok! A dostałem swoistą mieszankę ostatnich 3 krążków zespołu, a to jak na muzyczny geniusz Xy zdecydowanie za mało! I teraz poważnie się obawiam co z Samaelem? Czy zespół doszedł do punktu, w którym zostanie? Czy kolejne płyty będą poruszały się w rejonach wyznaczonych przez Solar Soul? A może jednak nie. Może Książę Ciemności po raz kolejny nagra album, który zaskoczy wszystkich, który wgniecie scenę metalową w podłogę?
To, że są do tego zdolni jest oczywiste i nikt nie może mieć co do tego wątpliwości! Jako "Samaelomaniak" gorąco wierzę, że tak się stanie, jeśli jednak, mimo wszystko, następca Solar Soul będzie po prostu jego kontynuacją, to nic. Samael i tak pozostanie wielki i niesamowity i tak będę słuchał ich płyt po setki razy i tego nie zmieni nic, absolutnie nic! Dlatego kładę się spać spokojnie wiedząc, że Samael mimo, iż nie zaskakuje to jednak gra dźwięki, które nie rozczarowują.
Po kilkudziesięciu przesłuchaniach tej płyty dotarła do mnie bardzo istotna prawda, otóż na Solar Soul brakuje powietrza, brzmienie jest zbyt masywne, za mało tutaj luzu, aż dziw bierze, że Samael pozwolił sobie na taki błąd...
A, i bym zapomniał, album Solar Soul opatrzony jest jak zwykle bardzo dobrą symboliczną okładką. To by było chyba na tyle...
W 2006 roku ukazał się także poboczny projekt Xy i Vorpha – Era One & Lesson in Magic #1 wydany przez Century Media. Wydawnictwo składa się z dwóch płyt nagranych w 2002 i 2003 roku i zremiksowanych pod koniec roku 2005. Pierwsza płyta składa się z kompozycji elektronicznych (miejscami wręcz tanecznych) połączonych z wokalizacjami Vorpha. Druga płyta to elektro-ambientowa, pozbawiona jakichkolwiek wokali podróż po krainach stworzonych przez Xy.
Dwójka muzyków z szwajcarskiego Samael już dawno zapowiadała wydanie płyty sygnowanej nazwą Era One. Jak później się okazało zespół rozstał się z ówczesną stajnią Century Media i podpisał kontrakt z Regain Records. Jednak z CM wiązało ich jeszcze jedno zobowiązanie - Era One. Wydaje mi się, że to wytwórnia zdecydowała się na opatrzenie tego dwupłytowego wydawnictwa logiem macierzystej formacji Vorph'a i Xytrasa. I chyba źle się stało. Era One bowiem ma niewiele a nawet nic wspólnego z normalną płytą Samael (ale o tym poniżej). Co się stało to się stało. Zapraszam do świata genialnych braci...
Pierwszym krążkiem wchodzącym w skład tego wydawnictwa jest tytułowa "Pierwsza Era". Album ten to ni mniej ni więcej tylko Samael bez metalowych elementów. To jest pierwszy minus tej pozycji. Są na niej momenty, w których, aż się prosi o potężniejsze "przyłożenie" (np. "Night Ride"). Jestem pewien, że o wiele lepiej słuchałoby się kilku najlepszych kompozycji z tej płyty przearanżowanych na "metalowo" niż całego materiału. Zamysł braci był jednak inny, dlatego taki "Diamond Drops" budzi nachalne skojarzenia z "Further". Ogólnie dużo tutaj nawiązań do Regin Of Light, jak chociażby "Sound Of Galaxies" z charakterystycznym sposobem śpiewania Vorph'a znanym chociażby z Telepath. Zdarzają się też elementy oryginalne i frapujące, jak choćby arabsko zabarwiony "Voyage". Mimo wszystko ja i tak największe pokłony biję przed "Night Ride" i błagam Los aby zechciał namówić Szwajcarów na zrobienie "normalnej" wersji tej kompozycji. Mamy też na Era One elementy, które już znamy. Są to: otwierający album numer tytułowy, który możemy usłyszeć i zobaczyć na Black Trip (DVD zespołu) gdzie pełni funkcję intra oraz na półmetku tego albumu usłyszymy zaś kompozycję zatytułowaną "Home", którą na Black Trip też znajdziemy.
Druga płyta nosi tytuł Lesson In Magic #1. I w tym przypadku to już naprawdę nie rozumiem dlaczego jest sygnowana nazwą Samael. Przecież jest to solowy album Xytrasa. A co gorsze nie do końca udany. Chociaż może dla fana muzyki elektronicznej będzie on całkiem wartościową pozycją dla mnie jest on zwyczajnie nudny. Nie potrafię na dłuższą metę słuchać takiego "plumkania", mój mózg domaga się w takich przypadkach cudownych dźwięków gitary, tego jednak na "Lekcji..." nie znajdziemy.
Podsumowując - trochę żal, że wydawnictwo to sygnowane jest nazwą Samael, gdyż jeśli tak do niego podejdziemy to jednego możemy być pewni, jest to najsłabszy punkt w dyskografii Szwajcarów.
Grupa ma ponadto na koncie jedno wydawnictwo DVD zatytułowane Black Trip, które składa się z dwóch płyt zawierających koncerty zespołu z Summer Breeze (2002), Krakowa (1996) i bootleg z Illinois (1994); wywiady z sesji nagraniowych płyty Passage, a także teledyski do utworów "Baphomet's Throne", "Jupiterian Vibe" i "Infra Galaxia".
6 marca 2009 roku ukazał się dziewiąty album studyjny grupy – Above[https://www.youtube.com/watch?v=iEaG0i62UEw&list=PLowEpYMsY7RrtShLea3sY4qTjI8fDauq6], będący muzycznym hołdem dla korzeni Samaela. Pierwotnie miał być to projekt uboczny muzyków grupy, muzycznie oscylujący wokół pierwszych trzech płyt Samael.
Co i rusz podnoszą się głosy, że lepiej posłuchać starych płyt Szwajcarów, niż wydawać kasę na wymęczone, nowe produkcje. Ba, znaleźli się i tacy, którzy uznali, że rewolucyjna zmiana strony internetowej Samaela i podporządkowanie jej całkowicie nowemu albumowi to komercjalizacja, oznaka kryzysu i braku świeżych pomysłów. Odpowiedź jest jedna i nosi tytuł "Above".
Od pierwszych dźwięków słychać, że Samael nadal jest potęgą i basta! Dostaliśmy prawdziwą perłę, kawał (ponad 40 minut) grania ciężkiego jak grzech pierworodny. Vorph zapowiedział, że "Above" ma przypomnieć wszystkim o korzeniach Samaela. W porównaniu do dwóch ostatnich, mocno industrialnych albumów, nowa produkcja brzmi zdecydowanie bardziej złowieszczo i blackowo. Przy okazji jednak - nie jest to powrót do staroszkolnego grania, więc jeśli ktoś spodziewa się łojenia w stylu szalonych lat 90, to raczej się zawiedzie. Przekaz jest jasny - jesteśmy Samael, jesteśmy tu i teraz, gramy naszą własną, eksperymentalną muzykę dlatego, że takie są nasze korzenie, dlatego, że tak chcemy.
Po dwóch poprzednich albumach, podkreślonych jakby jeszcze przez "Era One", nastawiałem się na industrialne instrumentarium, elektroniczne eksperymenty i poszukiwania nowych środków wyrazu. I nagle "Under One Flag" wybucha mi z głośników blastami i wgniata w oparcie fotela, bez litości pędząc do przodu, brutalnie i nie do zatrzymania. Co lepsze - dalej mamy taką samą potęgę i mrok! I tak jest przez całą, calutką płytę. Każdy utwór Vorph wywrzaskuje do wtóru potępieńczych dźwięków, ciężkich riffów i rozwalającej linii basowej. Całość brzmi jak przykryta brudnym, gruboziarnistym filtrem, jest surowa i naprawdę przywodzi na myśl korzenie Samaela.
Współczuję nowym fanom zespołu, dla których "Solar Soul" jest najlepszą płytą - podejrzewam, że srodze się rozczarują, nawet ostatni numer na płycie (zremiksowane "Black Hole") nie będzie wystarczającą rekompensatą za wysłuchanie takiej ilości surowego blacku. Zwolennicy starego Samaela - z czasów "Blood Ritual" i "Ceremony of Opposites" - znajdą tu ducha tamtych albumów. A najlepiej podchodzić do Xy i Vorpha jak do klasyków i cieszyć się każdą płytą jak nową butelką najlepszego wina.
http://rockmetal-nibyl.ucoz.pl/blog/samael_2/2014-03-21-607
|