Niedziela, 06.15.2025, 2:40 PM
Witaj Gość | RSS Główna | Rejestracja | Wejdź
Moja witryna
Menu witryny

Kategorie sekcji
historia [56]
classic rock [195]
hard rock [74]
punk rock [84]
NWOBHM [12]
black metal [164]
death metal [64]
thrash metal [38]
gothic metal [14]
metal symfoiczny [5]
new metal [47]
groove metal [3]
doom metal [14]
progresja [15]
mroczne koncerty i festiwale [2]
recenzje [63]
power metal [17]
grunge [9]
Moja książka- black metal [3]

Statystyki

Ogółem online: 20
Gości: 20
Użytkowników: 0

Główna » 2014 » Lipiec » 04 » Immortal
11:47 AM
Immortal

Immortal to norweska grupa muzyczna wykonująca black metal. Powstała w 1990 roku w Bergen z inicjatywy basisty i wokalisty Olve "Abbatha" Eikemo, gitarzysty Haralda "Demonaza" Nævdala oraz perkusisty Gerharda "Armagedda" Herfindala. Do 2010 roku ukazało się osiem albumów studyjnych formacji cieszących się niejednoznacznym przyjęciem ze strony krytyków muzycznych jak i publiczności. Ostatni wydany w 2009 roku album pt. All Shall Fall, odniósł największy sukces komercyjny w historii działalności Immortal. Wydawnictwo dotarło m.in. do 162. miejsca listy Billboard 200 w Stanach Zjednoczonych. Pomimo sukcesu grupa utrzymuje swe przywiązanie do artystycznego podziemia, odrzucając m.in. nominację do nagrody norweskiego przemysłu muzycznego Spellemannprisen.

Zespół powstał w 1990 roku Bergen. Formację utworzyli basista i wokalista Olve "Abbath" Eikemo, gitarzysta Harald "Demonaz" Nævdal oraz perkusista Gerhard "Armagedda" Herfindal. W lipcu 1991 roku w Garnie Slakthuset zespół zarejestrował czteroutworowe demo pt. Immortal. Nagrania zostały wydane na kasecie magnetofonowej jeszcze tego samego miesiąca. Okładkę wydawnictwa ozdobił rysunek zatytułowany "The Northern Upir's Death", autorstwa Pera Yngve Ohlina znanego pod pseudonimem "Dead", ówczesnego wokalisty prekursorów black metalu - zespołu Mayhem. Nagrania przyniosły zespołowi zainteresowanie ze strony francuskiej wytwórni muzycznej Listenable Records, która podpisała z Immortal kontrakt wydawniczy. Wkrótce potem trio przystąpiło do prac nad minialbumem zatytułowanym Immortal. Muzycy do współpracy zaprosili inżyniera dźwięku Eirika "Pyttena" Hundvina, który w Sony PLM 2500 Studio nagrał wraz z zespołem trzy utwory. Pierwsze oficjalne wydawnictwo Immortal ukazało się w limitowanym nakładzie na 7" płycie winylowej 1 października 1991 roku.

W kwietniu 1992 roku w Grieghallen Studios zespół rozpoczął nagrania debiutanckiego albumu studyjnego. Muzycy do współpracy ponownie zaprosili Hundvina. Efektem współpracy była płyta pt. Diabolical Fullmoon Mysticism (http://www.youtube.com/watch?v=AFv2sEvRL18 ), która ukazała się 1 lipca 1992 roku. Wydawnictwo na podstawie nowego kontraktu wydała firma Osmose Productions.

Immortal to ikona black metalu. Choć początki twórczości grupy wskazywały raczej na fascynację death metalem, to rozwój black metalowej sceny w Norwegii sprawił, że Abbath, Demonaz i Agmagedda (a w zasadzie wówczas Abbath Doom Occulta, Demonaz Doom Occulta oraz Armagedda) szybko przestawili się na nowy tor muzyczny. Na efekty nie trzeba było długo czekać, gdyz debiutancki "Diabolical Fullmoon Mysticism" nie tylko świetnie się wpasował w konwencje, ale poniekąd był dziełem wyróżniającym się.

Choć trio z Bergen od strony instrumentalnej oferowało black metal ku czci zimy i szatana, to nie sposób nie zauważyć, że muzyka Immortal już na tym etapie działalności prezentowała się oryginalnie. Zacznijmy od tego, że "DFM" oferuje w przeważającej części materiał wolniejszy, ale szalenie klimatyczny. W partiach gitar słychać jeszcze echa death metalowych naleciałości - zwłaszcza, gdy riffy grane są szybciej tremolo - wtedy harmonie są ewidentnie death metalowe. Wyraźnie jednak zaznaczają się specyficzne harmonie oraz konstrukcje, które znajdą rozwinięcie na kolejnych krążkach. Tutaj chodzi mi głównie o partie perkusji akcentujące poszczególne riffy.

Osobliwością jest też wokal „Abbath”, który wyróżnia się "rzygającą" i tym, że jest nienatarczywy dla słuchacza. Bardziej wprawiony fan black metalu byłby w stanie odróżnić to co jest śpiewane. Pewnym novum dla tego nurtu jest wykorzystywanie przez Immortal gitar akustycznych, które stanowią świetne przerywniki w dość jednostajnym blackowym graniu.

Od strony kompozycyjnej płyta prezentuje się dość przeciętnie. Utwory są raczej długie, często powyżej pięciu minut, ale urozmaiceń jest tu stanowczo za mało. Nie zmienia to jednak faktu, że znajdziemy tu kilka naprawdę interesujących motywów. Siła tego wydawnictwa tkwi jednak w jego klimacie. "Diabolical Fullmoon Mysticism" rzeczywiście ma w sobie mistyczną, ale i zimową aurę.

Debiut Immortal na swe czasu był wydawnictwem bardzo udanym. Co prawda kolejne płyty Norwegów pokazały, że stać ich na dużo więcej, przyćmiewając tym samym wagę "Diabolical Fullmoon Mysticism" jako albumu ustanawiającego alternatywne standardy black metalu. Może z perspektywy lat te dźwięki tak nie elektryzują, ale trudno nie dopatrzyć się w tych siedmiu (a w zasadzie sześciu) kawałkach ogromnego potencjału twórczego muzyków.

Wkrótce potem Herfindal został zwolniony z funkcji perkusisty. Tymczasowo funkcję perkusisty objął Jan Atle "Kolgrim" Åserød, który zagrał wraz z Immortal jeden koncert w grudniu 1992 roku. W 1993 duet Eikemo i Nævdal rozpoczął nagrania drugiego albumu. Podczas sesji w Grieghallen Studios, Eikemo zarejestrował także ślady perkusji. 1 października tego samego roku ukazała się płyta Pure Holocaust (http://www.youtube.com/watch?v=dM8wWKS2hF0 ).

Zaledwie rok trzeba było czekać, aż norweski Immortal pójdzie za ciosem i nagra nowy album. W tym czasie z zespołem rozstał się Armagedda, którego miejsce zajął Grim, a ten zaś opuścił formację w trakcie sesji nagraniowej, zanim jednak zdążył zarejestrować partie bębnów. W ten oto sposób duet Abbath Doom Occulta oraz Demonaz Doom Occulta przyciśnięci do muru zdecydowali się na to, aby partie perkusji nagrał Abbath, co też okazało się strzałem w dziesiątkę. "Pure Holocaust" okazał się bowiem ogromnym krokiem naprzód.

Płyta przynosi osiem zwięzłych utworów, których czas nie przekracza pięciu minut. Norwegowie ewidentnie zmienili formułę muzyczną całkowicie wyzbywając się death metalowych naleciałości. "Pure Holocaust" to w przeważającej części bardzo szybki materiał oparty na typowych, blackowych, "rzężących" riffach oraz mocarnych partiach perkusji.

„Abbath” objawia się tu nie tylko jako uzdolniony wokalista o oryginalnym, bardzo czytelnym skrzeku, ale też jako sprawny perkusista. W tej materii materiał z "Pure Holocaust" wydaje się być o krok milowy do przodu w stosunku do "Diabolical Fullmoon Mysticism" – „Abbath” bardzo dobrze operuje podwójną stopą, a jego partie są o wiele ciekawsze niż na debiucie.

Jeśli chodzi o same kompozycje to są one o wiele płynniejsze i mniej schematyczne. Choć to debiut posiadał ten ociekający dreszczykiem klimat, to nie można odmówić temu wydawnictwu braku klimatu. Muzyka Immortal jest nadzwyczaj zimna, by nie powiedzieć pełna życia w odhumanizowaniu. Również brzmienie uległo poprawie w stosunku do debiutu. Choć odniosłem wrażenie, że gitary są trochę przytłumione przez perkusję i bas niedostatecznie je uwypukla, to jak na wydawnictwo black metalowe drugie dziecko Immortal prezentuje się solidnie.

"Pure Holocaust" pokazuje bardzo mocny progres w rozwoju muzycznym grupy. Po wieloma względami jest to płyta lepsza od debiutu i patrząc na całą dyskografię zespołu - najmniej kontrowersyjna. Immortal zaoferował po prostu kawał solidnego, sprawnie zagranego black metalu, w którym odnajdziemy w zasadzie prawie wszystkie elementy stylu zespołu, którymi będzie czarował w późniejszej twórczości.

Jeszcze przed premierą do zespołu dołączył perkusista Erik "Grim" Brødreskift, który został uwzględniony we wkładce płyty, pomimo braku udziału w realizacji nagrań. Drugie wydawnictwo Immortal było promowane podczas europejskiej trasy koncertowej Fuck Christ, w której wziął także udział kanadyjski kwintet Blasphemy.

Koncerty w Europie przysporzyły Immortal popularności na scenie muzyki blackmetalowej. Efektem były kolejne koncerty w ramach tournée pod nazwą Sons of Northern Darkness. Immortal towarzyszył szwedzki zespół Marduk, również związany z firmą Osmose Productions. Jeszcze w 1994 roku z zespołu odszedł Brødreskift, który dołączył wkrótce potem do zespołu Rogera "Infernusa" Tiegesa - Gorgoroth. W 1995 roku ponownie jako duet Immortal zrealizował trzeci album pt. Battles in the North (. Wydawnictwo ukazało się 15 maja 1995 roku. Płyta spotkała się ze znaczną krytyką ze względu na niską jakość dźwięku, a także błędy w poligrafii. Efektem było wycofanie ze sprzedaży pierwszego wydania oraz pośpieszna reedycja ze strony wytwórni Osmose Productions. W międzyczasie funkcję perkusisty na krótko objął Jan Axel "Hellhammer" Blomber znany z występów w grupie Mayhem. Muzyk wystąpił w opublikowanym tego samego roku teledysku do utworu "Grim and Frostbitten Kingdoms". Obraz ukazał się także na dwuutworowej kasecie wideo zatytułowanej Masters of Nebulah Frost (1995).

Jeśli włączyć na jakiejś imprezie tę płytę, to trzy czwarte gości zażąda wyłączenia "rzeźni", prawie ćwierć wytrzyma ze 2-3 kawałki, a reszta będzie się delektować tym "soundtrackiem do Armageddonu".

W czym tkwi sekret? Otóż niektórym może się wydawać, że "Battles..." to młócka, żadnych melodii itp. Muzyka ta rzeczywiście jest baaardzo szybka. Całość jest średnio nagrana, co potęguje jeszcze brak selektywności instrumentów. Więc co przemawia na korzyść tej kiepsko nagranej, ekstremalnie szybkiej płyty? Odpowiedź na to pytanie kryje się bliżej niż myślicie - melodie. Niektórzy pomyślą że ściemniam, bo wyraźnie wyżej napisałem że ich nie ma. Melodie owszem są, ale wychwyci je tylko ucho fana blacku. Gitary idą najpierw ciętymi riffami, by chwilę później przez parę sekund "iść" melodyjnie (choć bardzo szybko).

Kolejną cechą przemawiającą za Battles jest klimat. Klimat głównie kojarzy się z doom-metalem, gotykiem. "Blashyrkh (Mighty Ravendark)" (http://www.youtube.com/watch?v=UL7a3JQABKo ) świetnie obrazuje. W tle jest klawisz, lecz słychać go najlepiej w środkowej części - zwolnieniu. Ten efekt jeszcze bardziej potęgują akustyczne wstawki. Do tego kawałka nagrano wideo, które znajduje się na kasecie VHS "Masters Of Nebulah Frost". Utworem podobnym do powyższego jest Cursed Realms Of The Winterdemons. Zaczyna się cudownym, niepokojącym, mistycznym intrem. Reszta kawałków trzyma równie dobry poziom.

Wokal „Abbatha” - blackowy skrzek - pozwala zrozumieć trochę tekstu, jest wyraźniejszy niż na pierwszej płycie Immortal ("Diabolical Fullmoon Misticism"), ale jest mniej wyraźny niż na "Blizzard Beasts" z 1996. Czasami jednak trudno jest się zorientować, jaki kawałek jest w tej chwili grany :-). Perkusja typowa, blackowa. „Abbath” pięknie "daje" na dwie stopy. Bardzo duży plus należy się „Demonazowi” za teksty. Słuchając ich (czytając) przenosimy się do lodowych krain, spotykamy śnieżne demony i bierzemy udział w wielkich bitwach na północy.

Jeśli ktoś lubi Immortal, ekstremalny black albo szuka czegoś naprawdę mocnego i odjechanego, to polecam. To nie jest KoRn, komercyjny, obecny w telewizji, z wyważonymi aranżacjami. To jest Immortal! Dziki, nieokiełznany, wgniatający w fotel, zamrażający wszystko wokół na cześć bogów północy...

W 1996 roku do zespołu dołączył perkusista Reidar "Horgh" Horghagen. Na przełomie września i listopada tego samego roku w Sigma Recording Studios zespół nagrał czwarty album studyjny. Płyta zatytułowana Blizzard Beasts ukazała się 20 marca 1997 roku.

"Blizzard Beasts", czyli najnowsze dzieło hordy, zwącej się nieśmiertelni.. Od razu zaznaczam, że nie jest to płyta dla wszystkich. Ci którzy na co dzień słuchają tylko heavy i death, usłyszą tu wyłącznie "źle wyregulowany wzmacniacz i sprzężenie zwrotne", jednak dla tych, którzy kochają muzykę black jest to album, który powinni mieć...

Wydaje się, że z upływem lat Immortal coraz bardziej stara się udowodnić, że jest najszybciej i najmocniej grającym zespołem gatunku... Pierwsze wrażenie dotyczące tej płyty jest podobne... Coraz szybciej, coraz mocniej i... a jednak! 'Mountains Of Might', który wyraźnie wyróżnia się na tle pozostałych utworów, właśnie dlatego, że jest dużo wolniejszy i zagrany trochę inaczej, czyli po prostu miłe zaskoczenie i zdecydowanie najlepsza piosenka na płycie. Nie chcę, żeby Immortal rezygnował ze swojego stylu, ale utwory takie jak 'Mountains Of Might' mogłyby częściej gościć na ich produkcjach, na pewno by im to nie zaszkodziło...

Ogólnie: jak zwykle kawał dobrej black metalowej muzyki.

Wydawnictwo przyniosło zespołowi pierwszy sukces komercyjny. Nagrania dotarły do 40. miejsca fińskiej listy sprzedaży. Był to ostatni album Immortal z Nævdalem w roli gitarzysty, u którego zdiagnozowano zapalenie ścięgien. Schorzenie będące efektem braku ćwiczeń rozgrzewających uniemożliwiło muzykowi dalszą grę na instrumencie. Pełniący także funkcję autora tekstów Nævdal pozostał jednak w zespole. Funkcję gitarzysty w zespole objął Eikemo, natomiast nowym basistą został Ronny "Ares" Hovland. W 1999 roku grupa przystąpiła do prac nad piątym albumem. W międzyczasie zespół opuścił Hovland, którego obowiązki podczas sesji nagraniowej przejął Eikemo. 7 grudnia 1999 roku ukazała się płyta pt. At the Heart of Winter.

Jak do tej porty dość rzadko pisaliśmy o ciężkim, metalowym graniu. I sądzę, że był to błąd który będę się starał naprawić zaczynając od recenzji At The Heart Of Winter - krążka Immortala.

Album jest świetnym zapisem black metalowego grania. Bardzo szybki, ciężki ale również z wieloma lżejszymi, nadającymi klimat kawałkami. Pierwszy utwór na krążku to Withstand The Fall Of Time - jest długim, trwającym ponad osiem minut przykładem jak powinno się grać black metal. Bardzo szybkie riffy gitarowe i ten charakterystyczny (obecny na całej płycie) spokojny, wyrafinowany wokal - który moim zdaniem nadaje smaku wszystkim produkcją Immortal. Można powiedzieć, że gitary i perkusja swoją drogą a wokalista swoją - panom z tej grupy naprawdę świetnie to wychodzi.

Sotarfall - to kolejny kawałek na tym krążku. Początek szybko, kiedy już gitara pokaże swoją moc w pełni wchodzi wokal i za chwile jeszcze szybciej aby po kilku sekundach zagrać spokojnie balladowo - delikatne dźwięki gitary i stonowana perkusja w tle, bez wokalu. I kolejne przyśpieszenie - świetny efekt. Ten kawałek jest moim ulubionym na tej płycie.

Kolejne utwory również trzymają poziom. Jest na nich oprócz tego szybkiego metalowego grania dużo melodyjności, delikatnych dźwięków. Całość jest tak opracowana, że nie męczy. Nawet po wielokrotnym przesłuchaniu miło się do niej powraca. Może dlatego, że ja np. nie wyczuwam w utworach zawartych na tym krążku Immortal destrukcji i chaosu, które są dość często obecne na albumach z plakietką "ciężkie granie". Często łapię się podczas słuchania podobnych gatunkowo produkcji na tym, że nie potrafię rozróżnić niektórych utworów - co jest moim zdanie spowodowane podejściem niektórych grup do nagrywanych przez siebie albumów - ma być szybko i ciężko to wystarczy. Nie sądzę, aby to wystarczało. Jeśli ma być tylko szybko i ciężko to dlaczego nie nagrać uderzeń młota pneumatycznego??? No ale odbiegłem nieco do tematu ;)

Podsumowując At The Heart Of Winter jest albumem, na którym materiał zagrany jest na równym poziomie i z polotem. Bardzo dobra produkcja zasługująca na przesłuchanie.

Wydawnictwo zostało zarejestrowane w szwedzkich Abyss Studios we współpracy z inżynierem Peterem Tägtgrenem. Pod koniec roku skład Immortal uzupełnił basista Stian "Iscariah" Smørholm.

27 kwietnia 2000 roku, niespełna pół roku po poprzednim albumie ukazała się płyta Damned in Black. Materiał zarejestrowany ponownie we współpracy Tägtgrenem, który był także współproducentem. Wydawnictwo dotarło do 94. miejsca listy Media Control Charts w Niemczech. Zespół promował szóstą płytę podczas koncertów w Stanach Zjednoczonych, a także w Meksyku.

Nie wiem czy ktoś spodziewał się po Immortal tak genialnego krążka jak "At The Heart Of Winter", który zburzył konwencję blackmetalową, wprowadził ją w nowy wymiar, stał się niedoścignionym wzorem. Nic więc dziwnego, że wymagania odnośnie kolejnego wydawnictwa były ogromne. Do zespołu doszedł w tym czasie basista Iscarah.

W niecały rok po wydaniu "At The Heart Of Winter" ukazało się "Damned In Black" (http://www.youtube.com/watch?v=keQNtln6YFQ ). Szósty krążek Norwegów pokazuje zespół będący na fali i idący za ciosem. To wydawnictwo jest próbą połączenia piękna poprzedniczki z surowością i agresją poprzednich płyt. Powstał w efekcie album krótszy, intensywniejszy, brutalniejszy i cięższy od "At The Heart Of Winter". Słychać jednak od razu, że to jest już nowa jakość muzyki, dobre brzmienie i przemyślane kompozycje bardzo odbiegające od black metalu. Zapoczątkowane na poprzednim krążku zmiany stylistyczne mają tutaj swoją kontynuację. "Damned In Black" jest nieco mniej epicki, ale za to jest sporo motywów zarówno thrash jak i deathmetalowych. Muzyka stała się bardziej bezpośrednia, ale wciąż jest piękna i intrygująca. Obok apokaliptycznie brzmiącego utworu tytułowego, odribinę patetycznego i symfonicznego "Triumph" czy bardzo mroźnego "Against The Tide" mamy także bardziej "metalowe" granie w postaci "Wrath From Above" czy "In Our Mystic Visions Blest".

Mimo to powstał album spójny, będący świetną kontynuacją "At The Heart Of Winter", a zarazem pokazującym dalszą progresję zespołu. Mamy tutaj mnóstwo świetnych riffów, rozbudowane, nieszablonowe kompozycje i charakterystyczny dla Immortal klimat. "Damned In Black" nie jest może dziełem tak doskonałym i monumentalnym jak poprzedni krążek, ale ciężko jest dwukrotnie nagrać coś tak genialnego. Tak czy owak - "Damned in black" jest jednym z najlepszych wydawnictw zespołu, godnym uwagi i posłuchania.

W międzyczasie nakładem Spikefarm Records ukazała się kompilacja True Kings of Norway. Na płycie znalazły się kompozycje zespołów Emperor, Arcturus, Ancient, Dimmu Borgir oraz Immortal. Również w 2000 roku Horghagen jako muzyk koncertowy na krótko dołączył do formacji Petera Tägtgrena - Pain. Rok później ukazała się kompilacja Originators of Northern Darkness - A Tribute to Mayhem dedykowana twórczości zespołu Mayhem. Na płycie znalazł się utwór "From the Dark Past" w wykonaniu Immortal. W 2002 roku muzycy podpisali kontrakt z wytwórnią muzyczną Nuclear Blast. 5 lutego tego samego roku ukazał się siódmy album Immortal zatytułowany Sons of Northern Darkness. Na krótko przed premierą z zespołu odszedł Smørholm, którego zastąpił Yngve "Saroth" Liljebäck.

Immortal nagrał kolejną, siódmą już płytę. Jeśli ktoś ma o tym zespole marne pojęcie, to od razu skojarzy go ze straszliwą blackmetalową sieką. A o tym albumie nie należy tak mówić. Bo owej sieki jest tylko ze 30%. Na "At The Heart Of The Winter" Immortal zaprezentował black, który nie jest ekstremalny, blisko mu do heavy metalu. Chociaż już w przeszłości pojawiały się elementy nie spokojniejsze. Wspomnijmy na przykład "Blashyrkh (Mighty Ravendark)" z "Battles In The North", cudowne "Mountains Of Might" z "Blizzard Beasts", czy "Against The Tide" z przedostatniego ich albumu "Damned In Black". Wracając do tematu. Horgh przez większą część płyty gra, jakby występował w zespole heavymetalowym. Zwykły galop na dwie stopy. Bardzo przejrzysty i równiutki. Są oczywiście momenty, gdzie bębny katowane są tysiącami uderzeń, ale takich gęstych zagrywek nie jest wiele.

Po "At The Heart..." miałem nadzieję, że Immortal odejdzie od sieki, ale na "Damned" niestety było jej dosyć dużo. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że "SOND" podoba mi się tak samo, jak "At The Heart...". Przede wszystkim słychać, że Abbath potrafi wymyślić świetne riffy. Czasami podchodzą one pod heavy metal, ale w większości są jednak zakorzenione głęboko w tradycji blacku. Na kasetce znajduje się osiem kompozycji. Tylko dwa kawałki są krótsze niż pięć minut. Cztery mają za to siedem minut z okładem. Jednakże kompozycje zbudowane są ciekawe, nie nudzą. Pełno w nich świetnych riffów, trochę młócki (w końcu to Immortal!), pomysłowo wplątane akustyki (tzn. czyste - nieprzesterowane elektryki). Bas jest nawet słyszalny.

Tradycyjnie wieje zimą, usłyszymy o wielkich bitwach, o górach pokrytych śniegiem, o niedostępnych lodowych królestwach. Płyta jest bardzo ciekawa. Bardzo różnorodna. Od szybkich blackowych fragmentów, po wyrafinowane brzmieniowo i kompozycyjnie epickie opowieści. No właśnie. Na uwagę zasługują na pewno dwa numery. Pierwszy "Antarctica", jest opisem... Antarktydy! Tego jeszcze nie było! Immortal na lekcje geografii! A może lepiej nie, bo nauczycielka dostałaby zawału...(pozdrawiam panią Sikorę!). Drugim wartym wysłuchania utworem jest "Beyond The North Waves". Całe 8 minut 6 sekund. Piękna epicka historia rodem z płyt Bathory[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/bathory/2014-07-04-229]. No tak. Bathory. Utwór ten brzmi jak Bathory XXI wieku. Jak wiemy Quorthon z Bathory nigdy nie szalał za super brzmieniem. A tu mamy Abbys Studio i Petera Tagtgrena. Brzmienie jest idealne. I same riffy, sposób śpiewania Abbatha (śpiewa wyraźnie, bez strasznego charczenia). Wszystko Bathorowskie. Bębny, żywcem przeniesione z tamtych epickich płyt Bathory. Wspaniałe. Po prostu genialne! I jeszcze proponuję przesłuchać świetny "przebojowy" refren z "Within The Dark Mind". Abbath by się pogniewał, ale kawałek wpada w ucho.

Tyle mogę napisać o ostatnim jak na razie dziele Immortala. Na pewno jest to album najdojrzalszy ze wszystkich. Dorównuje "At The Heart..." pod każdym względem, a nawet go momentami przebija. Aha. I Abbath gra coraz lepsze sola! Chociaż schowane są trochę z tyłu. Abbath, nie wstydź się! No i najważniejsze, Abbath nauczył się grać tappingiem, z czego chętnie korzysta. Drugi Ed Van Halen z niego nie będzie, ale wychodzi mu to nieźle. Fani Immortal na pewno już mają to Dzieło. A resztę, tzn. otwartych fanów heavy zapraszam do spotkania z Synami Północnej Ciemności. I niech wasze serca zamarzną, jeśli ta muzyka nie jest genialna!

W odnowionym składzie zespół wziął udział w objazdowym festiwalu No Mercy Festival. Podczas licznych koncertów w Europie muzycy wystąpili m.in. wraz z grupami Vader[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/vader_1/2014-07-04-261], Hypocrisy i Malevolent Creation. Kolejne koncerty Immortal odbyły się w USA. Zespół poprzedzał występy heavymetalowej formacji Manowar[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/manower/2014-07-08-736].

W 2003 roku firma Nuclear Blast wystosowała oświadczenie, w którym zakomunikowała zawieszenie działalności Immortal. Wkrótce potem informację potwierdzili także członkowie zespołu. Członkowie Immortal skupili się na działalności w innych projektach muzycznych. Jeszcze w 2003 roku ukazała się płyta zespołu Grimfist pt. Ghouls of Grandeur w której nagraniach wziął udział Horghagen. Rok później muzyk dołączył także do grupy Hypocrisy. W 2005 roku Eikemo, m.in. wraz z byłym perkusistą Immortal - Gerhardem Herfindalem powołał zespół pod nazwą I. Debiutancki album formacji pt. Between Two Worlds ukazał się w 2006 roku nakładem Nuclear Blast. Także w 2006 roku zespół wznowił działalność w odnowionym składzie. Eikemo, Nævdal i Horghagen zaprosili do współpracy Ole Jørgena "Apollyona" Moe, który objął funkcję basisty. Pierwsze koncerty po reaktywacji odbyły się w 2007 roku.

Również w 2007 roku Nævdal powołał zespół pod nazwą Demonaz, w nawiązaniu do własnego pseudonimu. W 2008 roku muzycy Immortal rozpoczęli prace nad kompozycjami z przeznaczeniem na ósmy album. Nagrania rozpoczęły się w kwietniu 2009 roku w Grieghallen Studios oraz Abyss Studios. Podobnie jak w przypadku czterech poprzednich albumów zespół do współpracy zaprosił Petera Tägtgrena. 25 września 2009 roku został wydany ósmy album Immortal pt. All Shall Fall. Płyta przyniosła grupie największy sukces komercyjny w historii działalności. Nagrania były notowane na listach sprzedaży w ośmiu krajach, w tym w Stanach Zjednoczonych, gdzie dotarły do 162. miejsca listy Billboard 200. 6 sierpnia 2010 roku ukazało się pierwsze wydawnictwo DVD Immortal zatytułowane The Seventh Day of Blashyrkh. Na płycie znalazł się zapis występu zespołu podczas festiwalu Wacken Open Air w 2007 roku.

W 2009 roku Immortal wydał kolejny album... I znacznie obniżył loty... "Wszyscy artyści to prostytutki"[https://www.youtube.com/watch?v=l7VykCTXX7M] - stwierdził kiedyś wieszcz polskiej sceny rockowej[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/kazik/2014-07-06-595]. Coś w tym jest. Przekonałem się o tym osobiście zarówno recenzując, jak i prowadząc działalność wywiadowczą, co najśmieszniejsze nawet nie w tzw. mainstreamie, ale także w najbardziej niezależnych kręgach metalbiznesu. Niby wszyscy są twardzi, cahones mają z litej stali i obstają twardo przy swoim, jednak od czasu do czasu po prostu uwielbiają, kiedy publika zrobi im porządnego, medialnego loda. Z Immortal jest podobnie.

Ile to lat było tego przekomarzania się ze wszystkimi? "Już nie wrócimy, chyba, że się nam będzie chciało. Może będziemy sobie grać na żywo, ale do studio już raczej nie wejdziemy..." No i koniec końców jednak są. Coroczne badanie rynku medialnego na Wacken czy innych spędach, zachwyty nad nimi i błagalne gesty kierowane w ich stronę musiały przynieść skutek. Norwegowie mają swoją laskę, ale czy opisywany dalej "All Shall Fall" jest także szczytowaniem artystycznym zespołu to już kwestia osobna i dyskusyjna.

Powyższy wstęp nie jest zarzutem z mojej strony. Takie podejście to normalka i standard w świecie muzycznym, ale od najbardziej nawet rozkapryszonych legend wypada oczekiwać więcej, w końcu nazywa się je legendami. I tutaj pojawia się problem, bo słuchając "All Shall Fall" mam wrażenie, że Immortal wiedzieli, że mają po co i dla kogo wracać, jednakże do tego powrotu chyba nie do końca byli przygotowani.

Twórczość Immortal dzielę na tę sprzed i po "At The Heart Of Winter" i już teraz uprzedzam fanów "Pure Holocaust" czy "Battles In The North", że zachwyceni nie będą. "All..." nie tylko kompozycyjnie, lecz także brzmieniowo jest nawet nie tyle kontynuacją, ile miejscami wręcz bezczelną kalką "Serca zimy". Mieszanie heavy metalu z blackiem (nie bez kozery od tamtego krążka zwani są Iron Maiden[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/iron_maiden/2014-07-08-754] norweskiego fiordu) to ich znak firmowy. Ale żeby rozczarować wszystkich wątpiących w materiał - chłopaki nagrywali w kultowych Grieghallen i Abyss Studios. To nie mogło się nie udać. I rzeczywiście, od pierwszego przesłuchania mało wymagający fan „Nieśmiertelnych" dostaje to, czego pragnie od nich najbardziej: z głośników napierdalają zawieje i zamiecie śnieżne, „Abbath” warczy jak odmrożony pies, a fajnie chrzęszczące gitarki z kującą perkusją Horgha w tle, rzeźbią lodowe miasteczko niczym w reklamie Husqvarny. Wymienione cechy byłyby samymi zaletami tego materiału, w końcu Immortal to nie Emperor i żadnego progresu nikt o zdrowych zmysłach od nich wymagać nie powinien, ale bez jaj Panowie. Porównajmy dwa kawałki: tytułowy i "Mount North". Tylko tępy pień nie rozpozna, że różnią się one od siebie tylko solówką i aranżacją wokalu. Można kopiować samych siebie z płyty na płytę, ale za przeproszeniem po ki chuj mnożyć te same, podkreślam - dokładnie te same kompozycje, które nie są ani intro, ani outro (co jeszcze można by zrozumieć), w obrębie jednego krążka? Nieładnie, oj nieładnie.

A plusy? Mimo wymienionych wad, materiał w ogromnej części jednak się broni. Jest tu kilka perełek, które nawet oponentom muzyków z Bergen przypadną do gustu. Należą do nich zdecydowanie najmniej klimatyczny i najbardziej brutalny "Hordes To War", tłumaczący te topory i misiurki na zdjęciach, oraz pełen patosu najdłuższy chyba, hymn "Unearthly Kingom" (http://www.youtube.com/watch?v=AQN1LjsbF78 ), którego bez dwóch zdań sam Blashyrkh jest warty.

Z jednej strony można, a nawet miejscami warto, "All Shall Fall" posłuchać, z drugiej zaś żadną perłą w ich dyskografii na pewno ta płyta nie zostanie. Dodatkowo Norwegowie srają sobie w papiery serwując jedno i to samo jako dwie różne piosenki. Według mnie to przegięcie. Stać ich na wiele więcej, nawet w obrębie tej wyeksploatowanej do cna stylistyki. Taki Marduk wytrwale rzeźbiąc w tej samej kupie wciąż potrafi polepić z niej coś fascynującego, Immortal zaś wychodzi to przyzwoicie i tylko przyzwoicie. Nie wiem, czy będzie jakaś kontynuacja tego tematu, wszak jak napisałem gdzieś wyżej, wracać to oni zawsze będą mieli do czego, ale błagam was śniegowe ludki - mniej oglądania się na własną chwałę, więcej koncentracji przy tworzeniu kolejnych materiałów, bo tak zakochanych w was, a jednocześnie bezkrytycznych fanów jak ja, może wam w końcu zacząć ubywać. Mimo to buziaki ode mnie i słabe 7 z tendencją, niestety, jak najbardziej spadkową.

Do moich ulubionych kawałków Immortal należy „Beyond the North Waves” [http://www.youtube.com/watch?v=stClJ5UylEw]. Motyw wykorzystamy w teledysku utworu pochodzi z filmu „Pathfinder”, znany polskiemu odbiorcy jako „Tropiciel”. Małemu Wikingowi udaje się ocaleć jako jedynemu rozbitkowi z łodzi, która rozbiła się o amerykańskie wybrzeża w trakcie wyprawy po niewolników. Mimo jasnych włosów i obcego języka – oraz przekonania, że jest wysłannikiem zła – dziesięciolatek zostaje przygarnięty przez Indian Wampanoag, którzy wychowują go na sprawnego myśliwego i wojownika. Ale 15 lat później bladoskóry młodzieniec, znany w swym plenieniu jako Ghost, nadal próbuje uciec od swej przeszłości. Zwłaszcza teraz, gdy Wikingowie powracają do Ameryki i podejmują barbarzyński atak, który ma zniszczyć ukochane plemię Ghosta i zagrozić kobiecie, którą on kocha... Film doskonały i wzruszający... Gorąco polecam...

Wszystkim zainteresowanym „norweską zimą” polecam również  „At the heart of winter” [http://www.youtube.com/watch?v=G3YEZihj5TY]- niemal ośmiominutowy kawałek, który doskonale pokazuje nam czym są norweskie fiordy. Początkowo kawałek jest dość anemiczny, ale już wkrótce rozkręca się po całości. Immortal pokazuje czym jest metal... Oto recepta na metalowy hit... 

Kategoria: black metal | Wyświetleń: 601 | Dodał: Bies | Rating: 0.0/0
Liczba wszystkich komentarzy: 0
avatar
Formularz logowania

Wyszukiwanie

Kalendarz
«  Lipiec 2014  »
Pn Wt Śr Czw Pt Sob Nie
 123456
78910111213
14151617181920
21222324252627
28293031

Archiwum wpisów

Przyjaciele witryny
  • Załóż darmową stronę
  • Internetowy pulpit
  • Darmowe gry online
  • Szkolenia wideo
  • Wszystkie znaczniki HTML
  • Zestawy przeglądarek

  • Copyright MyCorp © 2025Darmowy kreator stron www - uCoz