Muzykę z pogranicza black i death metalu gra również polska Vesania. To polska grupa wykonująca muzykę z pogranicza symfonicznego black metalu i blackened death metalu.
Zespół powstał w 1997 roku w Warszawie z inicjatywy perkusisty Dariusza "Daraya" Brzozowskiego- dziś znamy go głównie z występów w Dimmu Borgirhttp://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/dimmu_borgir/2014-07-04-236] i Hunter[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/hunter/2014-07-04-289], gitarzysty i wokalisty Tomasza "Oriona" Wróblewskiego- dziś basisty Behemoth[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/behemoth_wstep/2014-07-05-424 i basisty Filipa "Heinricha" Hałuchy- związany z takimi zespołami jak: Rootwater[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/rootwater/2014-07-06-620], Masachist[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/masachist/2014-07-05-548], UnSun[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/unsun/2014-07-08-722]. Niedługo potem do grupy dołączyła keyboardzistka znana pod pseudonimem "Hatrah" oraz gitarzysta Filip "Annahvahr" Żołyński. W 1998 roku w olsztyńskim Selani Studio grupa zarejestrowała pierwsze demo pt. Reh.. Wkrótce grupę opuściła "Hatrah" której miejsce jesienią roku 2000 objął Krzysztof "Siegmar" Oloś.
W nowym składzie grupa występowała podczas koncertów w Polsce. W 2002 roku nagrania demo pod nazą Moonastray ukazały się jako split album wraz z grupą Black Altar, wydany nakładem Odium Records.
Wcześniej bo na przełomie 2001 i 2002 roku ponownie w Selani Studio grupa podjęła realizację debiutanckiego albumu pt. Firefrost Arcanum[https://www.youtube.com/watch?v=yRN5riZJSfQ&list=PLTLp0IT8GMqT1BXyVx7Z57um1yRfArJ1X].
Choć może nasza rodzima scena metalowa nie cierpi na brak kapel blackowych, to jednak trudno wśród nich znaleźć coś ciekawego i przykuwającego uwagę na dłuższą chwilę. Szczególnie w symfonicznych odmianach "czarnego" metalu. Trafiają się jednak perełki, a taką jest z pewnością pochodząca z okolic Warszawy Vesania. Zespół, który nie dość, że tworzy muzykę intrygującą, to również dba o jej stronę wizualną, czego dowodem interesująca szata graficzna i zdjęcia wewnątrz debiutanckiego „Firefrost Arcanum".
Porzućmy jednak obrazki, bo płyta broni się sama. W marszowych odgłosach „Mystherion. Crystaleyes"[https://www.youtube.com/watch?v=yRN5riZJSfQ] rozpoczyna się kilkadziesiąt fascynujących minut opętańczych dźwięków blackmetalowego obłędu. Dominują numery dość długie, sześcio-, siedmiominutowe, a ich długość mogłaby sugerować, że są one rozwlekłe, nudne i nieciekawe. Nic bardziej mylnego, słuchając „Firefrost Arcanum" nie można się nudzić - kompozycje są rozbudowane, zaskakują różnorodnością riffów, partii wokalnych i klawiszowych rozwiązań, które nie są tylko tłem dla reszty instrumentarium, a całość nosi znamiona szaleństwa kontrolowanego. Mimo blackowej konwencji Vesania czasami płynnie od niej ucieka, co niezwykle korzystnie wpływa na wspomnianą wcześniej różnorodność. W tej otchłani chłodnego obłędu kryje się też niekiedy dawka melodii, melodii które nieśmiało wdzierają się między szaleńcze tempa i skrzeczące wokale. Album uzupełniają dość zagadkowe intra tworząc w efekcie całkiem spójny materiał. Wszystkie elementy, zarówno gitary, klawisze, jak i wokale, budują niezwykły obraz pełen niepokojącej atmosfery, mroku i mistycyzmu.
Vesania debiutuje naprawdę bardzo dobrą płytą. Choć poprzeczka została wysoko postawiona, jednak wierzę, że następca „Firefrost Arcanum" nie zejdzie poniżej wyznaczonego poziomu, bo w tym zespole tkwi spory potencjał. W przyszłości ta grupa może całkiem nieźle namieszać wśród „czarnej" braci.
Płyta ukazała się w 2003 roku nakładem Empire Records w Europie oraz Crash Music w USA. Wydawnictwo grupa promowała podczas koncertów m.in. na festiwalu Metalmania oraz na Blitzkrieg Tour '03 wraz z grupami Vader[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/vader_1/2014-07-04-261], Decapitated[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/decapiteted/2014-07-05-433] oraz Frontside[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/frontside/2014-07-04-360]. Również w 2003 roku Wróblewski dołączył jako basista do zespołu Behemoth. Tego samego roku z grupy odszedł Żołyński, który skupił się na pracy fotografika. Orion o tekstach na albumie Firefrost Arcanum:
„Tekstom na "Firefrost Arcanum" poświęciliśmy wiele uwagi, po to, by w jak najbardziej pełny sposób uzupełniały dźwięki zawarte na tym albumie. Ta mnogość zagmatwanych zwrotów to moje zboczenie dotyczące zabaw językiem, na wszelkich możliwych poziomach. Wszystko to po to, żeby stworzyć jak największą ilość możliwości interpretacji. Dzięki tekstom pisanym w ten sposób można zauważyć jakiś ich szczegół dopiero po bardzo długim czasie, przynajmniej mi to zawsze sprawiało ogromną przyjemność”
W 2004 roku Brzozowski dołączył do grupy Vader w której zastąpił Krzysztofa "Docenta" Raczkowskiego. Pod koniec tego samego roku muzycy przystąpili do prac nad drugim studyjnym albumem zatytułowanym God the Lux.
Nie doczekaliśmy się płyty takiej, jak znakomite debiutanckie "Firefrost Arcanum". Mamy "God The Lux"[https://www.youtube.com/watch?v=udaxB5Du9wk], album bardziej zróżnicowany stylistycznie, z niewielkimi wpływami death metalu i inną manierą wokalną „Oriona”. Tragedia? Nic z tych rzeczy. Nie widzę powodu, dla którego Vesania miałaby nagrywać kopię poprzedniego krążka. Nad tym, czy „inaczej" znaczy „źle", zastanówmy się jeszcze raz słuchając „God The Lux".
Co może denerwować?
Na pewno średnio popisowe wokale „Oriona”. Głos ledwo wyłania się zza lawiny dźwięków, brzmi mało wyraziście, a za sprawą komputerowego miksu do złudzenia przypomina wokal „Shagratha” z Dimmu Borgir. Druga sprawa to deathmetalowe nawyki, których „Orion” nabawił się w Behemoth, a Daray w Vaderze. Szczególnie wyraźnie słychać je w utworze tytułowym i "Fireclipse". Gdyby wyciąć klawisze, otrzymujemy typowo deathowe młócenie, którego nie powstydziłaby się żadna z wyżej wymienionych kapel.
Co może się podobać?
Cała reszta. „God The Lux" to przede wszystkim kawał porządnego black metalu, dobrego technicznie i świetnie zgranego z klawiszami. Siegmar wykazał się kapitalnym wyczuciem i zamiast zapychać utwory niepotrzebnymi dźwiękami, stworzył może mniej popisowe, ale za to wspaniale budujące klimat partie symfoniczne. Utwory na „God The Lux" są zróżnicowane i można je podzielić na te, w których słychać Emperora z „Anthems..." i na "Dimmu Borgir w wersji polskiej". Klasycznie blackmetalowe numery, takie jak „Rest In Pain", „Legions Are Me" i rewelacyjny „The Mystory" niczym nie ustępują kompozycjom z uwielbianego „Firefrost Arcanum". Ale Vesania potrafi też zagrać inaczej. Kawałki takie, jak „Phosphorror" czy „Posthuman Kind" brzmią jak brakująca część borgirowskiego „Death Cult Armageddon". Sami oceńcie, której Vesanii wolicie słuchać. Bo o to, że panowie poradzą sobie w każdej stylistyce, jestem spokojna.
Przyznaję, kusiło mnie, żeby ocenić album na dziewięć punktów. Ale żeby zmobilizować „Oriona” do pracy nad wokalem i jego staranniejszą obróbką, daję osiem. Tak na wszelki wypadek.
Nagrania zrealizowano w lubelskich Hendrix Studios we współpracy z Arkadiuszem "Maltą" Malczewskim, miksowanie i mastering wykonali Wojciech i Sławomir Wiesławscy. Album ukazał się w roku 2005 nakładem Empire Records w Polsce oraz dzięki Napalm Records na świecie. Latem tego samego roku skład uzupełnił gitarzysta Marcin "Valeo" Walenczykowski.
Na początku 2006 roku grupa odbyła europejską trasę koncertową poprzedzając występy takich zespołów jak: Cryptopsy, Grave, Dew-Scented i Aborted. Kolejne koncerty grupa dała w ramach tras koncertowych God the Black East European Tour oraz Blitzkrieg IV. Pod koniec 2007 roku ukazał się kolejny album pt. Distractive Killusions[https://www.youtube.com/watch?v=MhqnlfI3RtI].
Kiedy w 2003 roku światło dzienne ujrzał album „Firefrost Arcanum" podniosły się głosy, że o to mamy w końcu odpowiedź na falę norweskiego mainstreamowego black metalu, cieszącego się ostatnio niesłabnącą popularnością. Ogromne, rozbudowane kompozycje w doskonały sposób łączące surowość gitar z klawiszowym mistycyzmem. Na następcy wyżej wymienionego albumu zespół poszedł jeszcze dalej, wplatając death’owe zagrywki oraz zwiększając udział sekcji klawiszowej, które w połączeniu z wypolerowaną do granic możliwości produkcją uzyskały syntetyczną hybrydę symfonicznego black i death metalu (z przeważającymi wpływami tego pierwszego). Nie trzeba było długo czekać na następny cios bowiem 2 lata później ukazuje się „Distractive Killusions". Już po pierwszych przesłuchanych dźwiękach można wywnioskować, iż zespół kontynuuje drogę obraną na „God The Lux".
Jak to zwykle bywa w "mega" produkcjach album winien zaczynać się ostrym kopniakiem. Nie zaskoczyłem się i tutaj gdyż nie ma słodkiego intro. Utwór o dziwnie brzmiącej nazwie „Narrenschyff” raczy nas od samego początku ciętym blastem wspomaganym klawiszami. Po dłuższym czasie następuje zastopowanie i inicjatywę przejmują syntezatory, które w swoistym mariażu z gitarami tworzą jeden z najlepszych (chwytliwych) momentów na albumie. Dochodzi jeszcze do tego naśladujący śmiech, opętany wokal Oriona kojarzący mi się z dokonaniami „Devil Doll”. Utwór wieńczy klimatyczna, lekko transowa końcówka. Początek albumu jak najbardziej godny.
Drugi utwór „The Dawnfall (Hamartia And Hybris)” jest niestety najsłabszym ogniwem tej produkcji. Zapewne wielu spodoba się ten twór ponieważ klawisze słodzą jak tylko mogą, jednak standardowe, pachnące wolnym thrashem riffy już mi się trochę przejadły. Jest kilka przyspieszeń i ciekawych wplecionych pomysłów (klawiszowych), ale potem jest niestety znowu powtórka z rozrywki.
„Infinity Horizon” zaczyna się w zasadzie jak na takie granie standardowo, tzn. gitary zalewane klawiszowym cukrem. Na szczęście nie trwa to długo bo za moment zaczyna nas atakować typowa black metalowa ściana dźwięku, po której mamy jeden z najlepszych motywów aranżacyjnych na tym albumie. Powstała ostatnio moda na wplatanie czystych wokaliz w ekstremalnym metalu i nie mogło ich również zabraknąć tutaj. Już ledwo słyszalne w poprzednim utworze, tutaj przejmują na kilka sekund inicjatywę. Ogólnie cały utwór jest mieszanką ciekawych riffów i jednym z mocniejszych punktów albumu.
Kolejny utwór to materiał na nowy singiel, który ukazał się w połowie stycznia. Nie rozumiem, dlaczego akurat ten utwór. Zaczyna się podniośle i pompatycznie, ale później banał goni banał. Żeby nie było nudno to tak w połowie mamy dosyć ciekawy, poschizowany przerywnik kojarzący mi się z motywami znanymi z pewnego niesławnego zespołu Morgul, co można potraktować na plus. Do końca utworu towarzyszu nam głównie wolne i średnie tempo, a całość wieńczy gratka dla amatorów tanich żyletek - smutny, melancholijny motyw by Siegmar.
Dźwięki wiatru nie cichną, a zaczyna się kolejny utwór. Pierwsze wchodzi perkusyjne intro (całe szczęście, że pozbyte wirtuozerii), a potem już z górki. W poszczególnych momentach klawisze walczą o dominację z gitarami i to współzawodnictwo wychodzi im całkiem dobrze. Riffy miejscami są szybkie i brutalne, a death metal zaczyna brać górę nad czarną polewką.
„Silence Makes Noise (Eternity - The Mood)" to dość niestandardowy utwór, w którym sekcja syntezatorowa przestała w końcu robić jako słodki akompaniament do gitar, lecz biegnie swoim własnym torem. Dzięki temu może utwór nie jest tak przystępny jak poprzedni, ale aranżacyjnie zjada połowę albumu na śniadanie. Całość wieńczy akustyczne outro z ambientowym smaczkiem w tle.
„Hell Is For Children” to najwolniejszy i klimatyczny utwór na całej płycie. Majestatyczny i podniosły klimat towarzyszy całemu utworowi. Motyw główny przerywają co jakiś czas niewyszukane riffy z flażoletami wspomagane ciekawą sekcją syntezatorową. Idealny numer na koniec koncertu zachęcający żeńską część publiki do większej aktywności pod sceną, a facetów do masowego headbanging'u i wznoszenia dwóch palców w górę. Mimo iż wolny, to jest to jeden z lepszych utworów na płycie.
Przerwa od blastów nie trwa zbyt długo, bo przedostatni utwór na płycie to muzyczna maszyna do zabijania. Zaczyna się potężnymi death’owymi riffami, które w późniejszej części utworu są wspomagane klawiszami. Jest to swoisty odpowiednik „Synchroscheme” z „God The Lux” i szkoda, że takich temp i utworów nie ma więcej na tym krążku. Walcowe mosh’owe riffy przeplatają się z black metalową ścianą dźwięku, a wszystko jest przyprawione w końcowej części utworu bardzo dobrze zaaranżowaną sekcją syntezatorową. Koniec utworu jest w zasadzie początkiem outro, które w moim odczuciu zespół mógł sobie podarować, albo chociażby skrócić.
Jak już wspomniałem wcześniej „Distractive Killusions” jest kontynuacją „God The Lux”. Aranżacje są co prawda ciekawsze, ale główna oś kompozytorska została właściwie nie zmieniona. Klawisze w niektórych piosenkach słodzą aż do przesady i są ciut za bardzo wysunięte na pierwszy plan. To co różni ten albumów od poprzednich to fakt, że zrezygnowano z przerywników takich jak „Lumen Fonescum” czy „Algorfocus Nefas”. Produkcja jest zbliżona do poprzedniego albumu, mniej syntetyczna, ale jednak brakuje mi tego "brudu”, który towarzyszył "Firefrost Arcanum”. Patrząc na tytuł albumu oraz okładkę spodziewałem się w muzyce więcej szaleństwa i bardziej groteskowego klimatu. Tego jednak zabrakło. Poza opętanymi wokalizami w pierwszym utworze, paroma schizującymi motywami klawiszowymi i w moim odczuciu niepotrzebnym outro, nie ma tutaj nic co by w jakiś sposób szokowało, odpychało i zmuszało słuchacza do myślenia. Zatem ta koncepcja (jeśli była zamierzona) padła na całej linii. Większość utworów wchodzi w ucho jak nóż w masło co z jednej strony jest dobre, ale co bardziej wymagający słuchacz może po dłuższym czasie odczuć znużenie. Jak dla mnie to za mało black metalu w tym black metalu, a za dużo średnich i wolnych temp. Co do poziomu technicznego albumu nie mam żadnych zastrzeżeń. Wszystko jest dobrze zgrane, aranżacje dobre i ciekawe przy czym nie ma sztucznej i wymuszonej wirtuozerii. Bardzo duży plus dla wokalu Oriona, który brzmi jak powinien brzmieć w takiej muzyce, w przeciwieństwie do wielu black metalowych hord, których wokaliści skrzeczą i wyją jak podwórkowa banda kindermetali.
Reasumując jest to album dobry, w sprawny sposób łączący harmonię i piękno instrumentów klawiszowych, szaleństwo black metalu i technikę death metalu, zatem spokojnie można go polecić wszystkim, którzy mają styczność z ekstremalną muzyką. Powiedziałbym bardzo dobry gdyby nie fakt, że udzielają się tutaj osoby znane na polskiej scenie, dla których de facto poprzeczka jest wysoko postawiona, a silna konkurencja w postaci chociażby Devilish Impressions nie śpi.
Nagrania zostały zarejestrowane w olsztyńskim Studio X we współpracy z Szymonem Czechem. W Polsce płyta została wydana w styczniu 2008 roku nakładem Mystic Production. Pod koniec lutego 2008, w warszawskim Empiku Megastore Vesania spotykała się z fanami przy podpisywaniu najnowszego albumu „Orion” o realizacji płyty Distractive Killusions:
„Tym razem mogliśmy sobie pozwolić na poświęcenie większej ilości czasu na miks płyty. Odbywał się on jednocześnie z rejestracją śladów głosu. Sukcesywnie realizowaliśmy wcześniejsze zamierzenia, jednocześnie wykorzystując świeże pomysły, zarówno moje własne, jak i Szymona Czecha. Przez cały ten czas pozostawałem w stałym kontakcie z resztą zespołu, a zwłaszcza z Siegmarem, który na bieżąco śledził i konsultował nasze studyjne dokonania. Nareszcie możemy mówić o "brzmieniu" i "charakterze" zespołu, zawartym na naszej trzeciej płycie”
Zaplanowane koncerty Vesanii w ramach promocji trzeciej płyty ostatecznie nie odbyły. Przyczyną były zobowiązania Brzozowskiego wobec zespołu Dimmu Borgir oraz Wróblewskiego względem formacji Behemoth. W 2009 roku Brzozowski w udzielonym wywiadzie przyznał że grupa zawiesiła działalność. Tego samego roku Hałucha dołączył do zespołu Decapitated. Latem 2010 roku zespół odbył pierwsze próby po przerwie w działalności. Na początku kwietnia 2011 roku grupa dała szereg koncertów w Rosji i na Białorusi. Koncerty Vesanii poprzedziła grupa Christ Agony[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/christ_agony/2014-07-04-303]. Również w kwietniu zespół występował w ramach Unholy Carnival Tour w Polsce. Druga część tournée odbyła się w maju. W trasie wzięły udział także formacje Nomad i Lost Soul. Następnie na przełomie września i października kwintet wziął udział w europejskiej trasie koncertowej wraz z Hate[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/hate/2014-07-04-308, Negură Bunget oraz Inferni.
|