Niedziela, 06.15.2025, 3:29 PM
Witaj Gość | RSS Główna | Rejestracja | Wejdź
Moja witryna
Menu witryny

Kategorie sekcji
historia [56]
classic rock [195]
hard rock [74]
punk rock [84]
NWOBHM [12]
black metal [164]
death metal [64]
thrash metal [38]
gothic metal [14]
metal symfoiczny [5]
new metal [47]
groove metal [3]
doom metal [14]
progresja [15]
mroczne koncerty i festiwale [2]
recenzje [63]
power metal [17]
grunge [9]
Moja książka- black metal [3]

Statystyki

Ogółem online: 20
Gości: 20
Użytkowników: 0

Główna » 2014 » Wrzesień » 12 » Klasyczne albumy heavy metalu- black metal: cz. II
9:44 PM
Klasyczne albumy heavy metalu- black metal: cz. II

Z czym kojarzy się Wam nasi bracia Czesi? Oczywiście z knedliczkami, małym jasnym, czekoladą studencką i lentylkami. Jest jeszcze black metal i oczywiście Root i Masters Hammer[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/pozostale_ligi/2014-07-04-314]. Całkiem zasadne wydaje się być pytanie, a co z Avanger? Ano nic, bo na tej płaszczyźnie wypada całkiem przyzwoicie. Formacją dowodzi Honza Kapek, który okłada perkusję sadząc całkiem przyzwoite blasty i szarpie struny całkiem przyzwoitej gitary. Nie można zapomnieć również o wspaniałym black metalowym skrzekwrzasku. Można powiedzieć, że to wyjątkowo  ciekawy koleżka, który na swym koncie ma albumy nagrane z Kerig i Judas Iscariot[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/judas_iscariot/2014-07-05-403]. Avanger, który świętuje swoje dwudzieste urodziny też ma się całkiem nieźle w głoszeniu „złej nowiny”. Kluczowym elementem na „Bohemian Dark Metal”[https://plus.google.com/photos/110062462996295510274/albums/5948476649868911777/6029313220898838210?pid=6029313220898838210&oid=110062462996295510274] jest klimat i nie ma mowy o zmyłce. Pepicki black metal  postawil na norweską modlę. Czasem jak w „Vitaj Zapatky” jest bardziej marszowy, posepny i opozycyjny. Czasem jak w „Fales a Apatie” jest właściwy i szybki. Czasem zyskuje  death metalowy posmak („Z Jego Krvi”). Gdy już mowa o death/black emtalowych miksturach waro wspomnieć o „Nstvic Dalham”, który przypomina nieco „Ov Fire And Void”[https://www.youtube.com/watch?v=bdXc-GxKrDE]  Behemotha[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/behemoth_wstep/2014-07-05-424]. No gdy dodamy do tego jeszcze szczyptę doom metalu w „Umirani Zivotem” mamy w rezultacie czeski metal. Niepokojący, mroczny i ponury. Emanuje on pesymistyczną, ale i podniosłą aurą, Solidna robota!      

Christ Agony[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/christ_agony/2014-07-04-303]   odchodzi od swojego stylu. Już na "Moonlight" dało się wyczuć próbę zmiany klimatów i przejścia do bardziej nastrojowego grania. Na "Darkside"[https://plus.google.com/photos/search/christ%20agony?pid=5948489330253512722&oid=110062462996295510274]  zmiana stylu jest już wyraźna. Wiele utworów nie ma ciężkiego wokalu i mocnego basu, tak charakterystycznego dla poprzednich płyt. Jest tu kilka ballad, mocno nastrojowych, gdzie główną rolę odgrywa gitara akustyczna. Mamy, oczywiście, to co charakterystyczne dla poprzednich płyt: szybki, ciężki bas, ale nie wysuwa się już tak bardzo na pierwszy plan. Jeden z utworów robi nawet wrażenie jakby "stechnizowanego". Mowa tu o "My Spirit Seal", który został zresztą nagrany w dwóch wersjach: "dream" i "blood". I lepsze wrażenie robi jednak wersja "blood".

Kilka utworów zaczyna się bardzo spokojnie, cicha gitara, później wchodzi bas i mocna perkusja. Podobnie wygląda śpiew na "Darkside". Wykonanie wielu utworów znacznie różni się od tego, co zawsze prezentował Cezar. Nie ma już tego brutalnego, chropawego wokalu. Ballady są wykonywane bardzo spokojnie i wręcz nostalgicznie. Cezar często zaczyna je od deklamacji, później przechodzi do śpiewu, czasem zniża głos do szeptu.

      Na pewno nie można zarzucić tej płycie, że jest jednostajna i nużąca. Muzyka się zmienia, utwory ciężkie przeplatają się z balladami, ciężki "deathowy" głos z deklamacją sonetów czy "normalnym" śpiewem. To jest jedna z większych zalet tej płyty. Drugą, osobiście dla mnie, są teksty. Wszystkie mówią o ciemności,umieraniu. I raczej trudno doszukiwać się w nich tak wyraźnych podtekstów satanistycznych, jak to było na "Daemonseth" czy "Moonlight", może jedynie z wyjątkiem "The Key"[https://www.youtube.com/watch?v=jGuApVKylnI] i "Dark Goddes". W kilku utworach za tekst posłużyły sonety m.in.: S. Daniela, T. Hardy'ego. Z całej płyty przebija pesymizm i zrezygnowanie. Christ Agony nie chce już chyba "czcić" diabła, śmierć jest znacznie większym problemem... To jest ta ciemna strona.

Płyta "Darkside" została zadedykowana przez Cezara "tym, którzy odeszli, lecz wciąż żyją w mej pamięci".

De Mysteriss Dom Sathanas”[https://www.youtube.com/watch?v=qcS0CVJ1KPg][https://plus.google.com/photos/110062462996295510274/albums/5948476649868911777/5948479929774821122?pid=5948479929774821122&oid=110062462996295510274]   (czyli w tłumaczeniu: “Sekretne obrzędy Lorda Szatana”) Mayhem[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/mayhem/2014-07-04-231], to klasyka black metalu[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/muzyka_rockowa_czesc_xii_black_metal_cz_i/2014-07-01-36]. Można powiedzieć, że jeśli ktoś chciałby poznać czym jest czarny metal wykuty w trzewiach Norwegii polecam właśnie ten album. Ten wydany w 1993 roku album to cała kwintesencja mrocznej sztuki i oczywiście zła. Już sam fakt, że dzięki temu albumowi Mayhem stał się legendą black metalu i to nie tylko w Norwegii.

Album rozpoczyna się od wyjątkowo mrocznego uderzenia, a wiec od „Funeral Fog”. Gitary są zdecydowanie zimne, z tym charakterystycznym dla Norwegów sposobem wydawania dźwięków(Euronymous, Blackthron). Perkusja jest piekielnie szybka i bardzo dobra technicznie, od razu widać, że siedzi za nią zawodowiec(Hellhammer), a nie jakaś ciota, co w gary walić nie umie. Bas (Count Grishnackh alias Varg Vikernes) jest lekko schowany, ale słyszalny (i nie można tego uznać za ujmę). Takie ma zadanie (widać, że element przemyślany). Album ten cenie sobie jeszcze z jedenego powodu- wokalistą na nim jest Attila, a o jego różnorodności wokalu nie jedną książkę można napisać... Jest tu skomlenie, ryk... cos wspanialego i oryginalnego... Nie będę owijał w bawełnę, że wokalistę Meyhem cenię sobie najbardziej ze wszystkich black i death metalowych wokalistów (choć „Deada” i „Maniaca”- byłych wokalistów tej formacji też sobie cenię, ale nie tak jak Węgra), a to jest spory komplement. Drugi kawałek „Feazing Moon”[https://www.youtube.com/watch?v=y84gW_5ZFKE]  należy do moich absolutnych faworytów- uwielbiam go! Zaczyna się powoli, a za chwile mamy prawdziwą „sieczkę” i znów ten wokal Csihera... nagle wokalista zaczyna „zawodzić”, a muzyka zwalnia... Zaczyna to przypominać modlitwę... W tem wchodzi znakomita solówka, niezmiernie długa i klimatyczna- popis gry na gitarze wspomnianych  „Euronymousa”, „Blackthrona”. I... znów odpływam z wokalistą, który zaprowadza mnie w najbardziej czarne rejony mej duszy... Czuje ekstazę... Czuję wampirze kły. Później znów szybki fragment na zakończenie... W daleszej części albumu jest podobnie. „Cursed in Etern”- szybki brutalny, z ciężkim riffem. „Pagan Fears”- to zmiany tempa. “Life Eternal” to praca gitar i basu, w średnim tempie... „Buried by Time and Dust” to znów ostra jazda i brutalny gwałt na uszach... A tytułowy utwór chyba najbardziej mroczny ze wszystkich: Oto nadchodzi Szatan!...

Czas na ocenę, obiektywną! (choć trudno będzie). Sa tacy, którzy niczym Święte Officium powiedzą, że to czysty satanizm. Ja staram się zostawić ta kwestię i spojrzeć na „De Mysteriss Dom Sathanasę jak na muzyczne arcydzieło.

To album, który musi znaleźć się koniecznie w Twojej domowej płytotece- gdy w duszy Ci gra heavy metal... Pozycja obowiązkowa!

W swoim życiu naoglądałem się sporo muzycznych DVD. Wiele zespołów traktuje to dość sztampowo: paru kolesi poudaje, że są dowcipni i cieszą się swoim towarzystwem, zagrają kilka numerów live i na tym kończy się DVD... Super, ale ja się pytam: Po co? Czemu to ma służyć? Podkreśleniu: Jesteśmy zajebiści- patrz na nas i zazdrość? Banał...

Gdy jednak taki zespół jak Watain[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/watain/2014-07-04-264]  bierze się za DVD musi być to odczytane za wydarzenie. Jest to jedna z dwóch wież (obok Marduk) szwedzkiego black metalu i trudno się spodziewać sztandarowych zagrywek...

Trzeba powiedzieć, że w 2012 roku grupa obchodziła swoje trzydzieste urodziny i to już był powód do tego by Erik Danielsson silnie zaznaczył swą bluźnierczą naturę.

Zawartość „Opus Diaboli” [https://www.youtube.com/watch?v=EprFtWWOzio][https://plus.google.com/photos/110062462996295510274/albums/5948476649868911777/6042910142694708050?pid=6042910142694708050&oid=110062462996295510274] to ciekawa prezentacja  (o wiele ciekawsza niż standardowe boxy i koncertowe DVD innych zespołów). Daniem głównym jest film dokumentalny o... ideologii, która stoi za Wetain (mówiłem, że Erik pokazał swą bluźnierczą naturę). Jest to praktycznie monolog Denilssona, która przeplatana jest tajemniczym, mrocznym rytuałem oraz siedmioma numerami ich koncertu w Sztokholmie, który odbył się jesienią 2011 roku. W filmie pojawiają się refleksje, które mogą zaistnieć nie tylko w środowisku black metalu. Jest to udowodnienie tezy, że ten gatunek zmusza do zastanowienia się- mowa tu o etosie zespołu rockowego; treściach, które przekazywane sa przez rock n’ rollowe medium, oraz ich braku u większości występujących dziś kapel. Żadnych kiepskich dowcipów czy poklepywania po ramieniu...

Wetain jest poważną firmą i taki zabawy ich nie interesują. Naprawdę bogate DVD i pod względem formy i treści... A od przybytku głowa nie boli...  

Długo milczała Luna (Luna Ad Noctum [http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/luna_ad_noctum/2014-07-05-550]), oj długo. Nie wiem co jest w tych hordach black metalowych, że nie rozpieszczają swych fanów regularnie... Gdyby nie dość umiarkowana (ale jednak) trasa koncertowa wałbrzyskiej hordy pomyślałbym, że Luna zawiesiła gitary na kołku, zmyła black metalowe makijaże i na dobre zeszła ze sceny (a byłaby to wielka strata)... Do czasu...

Masscare Records (Niemcy) z dumą ogłosił podpisanie kontraktu z Polakami. Niespodzianka? A jakże..., ale bardzo pozytywna. jest to zawsze powód do dumy, gdy nasz rodzimy (nie można użyć terminu lokalny, bo Luna Ad Noctum ma renomę ogólnopolską) trafia pod skrzydła lidera undergroundu. Może nie jest to lider typu Noclear Blast, ale na pewno solidny średniak, a Wałbrzyszanom taka wytwórnia mogła wyjść tylko na dobre.

Kompozycje na „Hypnotic Inferno” [https://plus.google.com/photos/110062462996295510274/albums/5948476649868911777/6044015685869105010?pid=6044015685869105010&oid=110062462996295510274](nie ma to nic wspólnego z perkusistą Behemotha) zostały nagrane już w 2010 roku w białostockim studio Hertz u braci Wiesławskich. Można powiedzieć, że od początku XXI wieku studio cieszy się dużą popularnością wśród muzyków thrash, death czy black metalowych (nie mylić z Witching  Hour Productions wytwórnią Bartłomieja „Barta” Krysiuka!). Widać było, że Luna się rozwijała i dojrzała. Nie był to głupawy black metal w wersji podwórkowej, ale porządna druga liga czarnego metalu. Dominują tu średnie, przemyślane tempa, a nastrój budują klawisze i melodyjne solówki. Świadczy to o tym, że zespół postanowił przewietrzyć neico swoja muzykę od piekielnej siarki, a to mogło mu wyjść tylko in plus. Atak owszem jest, ale nie jest to atak na oślep- ale to atak kontrolowany, z większym prawdopodobieństwem trafienia. To atak dawkowany, niczym psychotrop, który sączy się z kroplówki biedaka na okładce. Można powiedzieć, że skrzek Adriana (ANG) kojarzy się z Danim Fitchem (liderem Cradle Of Filth [http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/cradle_of_filth/2014-07-05-416]), ale sam wokalista zaprzecza takim porównaniom. Są jednak elementy wspólne z wampirami z Suffolk również w warstwie muzycznej. To najlepszy materiał w dorobku LAN (no może nie porównywalny z Behemoth, ale tak krawiec kraje jak mu materiału staje). No i mega plus za okładkę. Wcześniejsze dokonania zapadały w pamięć, ale raczej zapadły w pamięć, ale raczej w negatywnym tego słowa znaczeniu. Tym razem mamy obrazek na odpowiednim poziomie , a w połączeniu z dobrym rodzimym black metalem- solidny punkt polskiej sceny ekstremalnej.  

Dzisiejsze czasy: wściekłe i brutalne, wymagają stosownej muzyki, która brzmieć będzie bezkompromisowo, która będzie w stanie oddać frustrację społeczeństwa. Wprawdzie nie przewiduje, by singapurskie komando z Impiety[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/impiety/2014-07-08-772] kogokolwiek zagrzewało do boju...

Ósmy album tej formacji to powrót do tradycji, bo na „Revange & Conquer”[https://plus.google.com/photos/search/impiety?pid=5949205968263366226&oid=110062462996295510274] mamy zniszczenie i pożogę. Wszystkie pieśni składają się z jednego słusznego rytmu, który z uporem maniaka zapierdala do przodu. Poszczególne kawałki? To gruntowny atak... Choć brakuje nam tu finezji, chcę stwierdzić, że to typowy war black metal. 

W 2002 roku Immortal[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/immortal/2014-07-04-237] nagrał kolejną, siódmą już płytę. Jeśli ktoś ma o tym zespole marne pojęcie, to od razu skojarzy go ze straszliwą blackmetalową sieką. A o tym albumie nie należy tak mówić. Bo owej sieki jest tylko ze 30%. Na "At The Heart Of The Winter" Immortal zaprezentował black, który nie jest ekstremalny, blisko mu do heavy metalu. Chociaż już w przeszłości pojawiały się elementy nie spokojniejsze. Wspomnijmy na przykład "Blashyrkh (Mighty Ravendark)" z "Battles In The North", cudowne "Mountains Of Might" z "Blizzard Beasts", czy "Against The Tide" z przedostatniego ich albumu "Damned In Black". Wracając do tematu. Horgh przez większą część płyty gra, jakby występował w zespole heavymetalowym. Zwykły galop na dwie stopy. Bardzo przejrzysty i równiutki. Są oczywiście momenty, gdzie bębny katowane są tysiącami uderzeń, ale takich gęstych zagrywek nie jest wiele.

Po "At The Heart..." miałem nadzieję, że Immortal odejdzie od sieki, ale na "Damned" niestety było jej dosyć dużo. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że "SOND" podoba mi się tak samo, jak "At The Heart...". Przede wszystkim słychać, że Abbath potrafi wymyślić świetne riffy. Czasami podchodzą one pod heavy metal, ale w większości są jednak zakorzenione głęboko w tradycji blacku. Na kasetce znajduje się osiem kompozycji. Tylko dwa kawałki są krótsze niż pięć minut. Cztery mają za to siedem minut z okładem. Jednakże kompozycje zbudowane są ciekawe, nie nudzą. Pełno w nich świetnych riffów, trochę młócki (w końcu to Immortal!), pomysłowo wplątane akustyki (tzn. czyste - nieprzesterowane elektryki). Bas jest nawet słyszalny.

Tradycyjnie wieje zimą, usłyszymy o wielkich bitwach, o górach pokrytych śniegiem, o niedostępnych lodowych królestwach. Płyta jest bardzo ciekawa. Bardzo różnorodna. Od szybkich blackowych fragmentów, po wyrafinowane brzmieniowo i kompozycyjnie epickie opowieści. No właśnie. Na uwagę zasługują na pewno dwa numery. Pierwszy "Antarctica", jest opisem... Antarktydy! Tego jeszcze nie było! Immortal na lekcje geografii! A może lepiej nie, bo nauczycielka dostałaby zawału...(pozdrawiam panią Sikorę!). Drugim wartym wysłuchania utworem jest "Beyond The North Waves". Całe 8 minut 6 sekund. Piękna epicka historia rodem z płyt Bathory[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/bathory/2014-07-04-229]. No tak. Bathory. Utwór ten brzmi jak Bathory XXI wieku. Jak wiemy Quorthon z Bathory nigdy nie szalał za super brzmieniem. A tu mamy Abbys Studio i Petera Tagtgrena. Brzmienie jest idealne. I same riffy, sposób śpiewania Abbatha (śpiewa wyraźnie, bez strasznego charczenia). Wszystko Bathorowskie. Bębny, żywcem przeniesione z tamtych epickich płyt Bathory. Wspaniałe. Po prostu genialne! I jeszcze proponuję przesłuchać świetny "przebojowy" refren z "Within The Dark Mind". Abbath by się pogniewał, ale kawałek wpada w ucho.

Tyle mogę napisać o tym  dziele Immortala. Na pewno jest to album najdojrzalszy ze wszystkich. Dorównuje "At The Heart..." pod każdym względem, a nawet go momentami przebija. Aha. I Abbath gra coraz lepsze sola! Chociaż schowane są trochę z tyłu. Abbath, nie wstydź się! No i najważniejsze, Abbath nauczył się grać tappingiem, z czego chętnie korzysta. Drugi Ed Van Halen z niego nie będzie, ale wychodzi mu to nieźle. Fani Immortal na pewno już mają to Dzieło. A resztę, tzn. otwartych fanów heavy zapraszam do spotkania z Synami Północnej Ciemności. I niech wasze serca zamarzną, jeśli ta muzyka nie jest genialna!

Nie, nie zgadzam się, że analizowanie różnic pomiędzy płytami Darkthrone[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/darkthrone/2014-07-04-235] jest równie pasjonujące jak szukanie różnic między „Blow Up Your Viedeo” i „Fly on The Well” AC/DC[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/ac_dc/2014-07-04-321], czy dogłębna analiza dyskografii Ramonesów. Zasadniczo fajne, ale po co to komu?

Jak powszechnie wiadomo Darkthrone to zespół grający norwegian disco polo, czyli black metal... Można w ich dyskografii znalazło się kilka albumów, gdzie jeden wynikał z drugiego, ale przecież wiele zespołów tak robi... Na pewno Darkthrone to zespół wyjątkowy i nigdy nie nagrał płyty po Bożemu- jedna sesja i po ptokach. I choć „F.O.A.D.” był genialny, a suplement w postaci „Dark Thornes And Flag” mogli sobie darować, bo to dość kiepskie było...

Nowa płyta Darkthrone to zupełnie co innego, bo „The Underground Resistance” to zupełnie nowe rozdanie w historii zespołu. Jest to materiał bardzo heavy metalowy i nie boje się użyć tu stwierdzenia „retro” (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Darkthrone robił już coś takiego. Wspomnieć mogę: „Valkyrie”, „Leave No Cross Unterned” czy „The Ones You Left Behind”. Gylve Negelle wie jak stworzyć nastrój rodem “Celtic Frost Worship”, ale bez tych punkowo- post thrashowych reministencji z czterech poprzednich płyt. Można się przy tej płycie naprawdę dobrze bawić...  

Jak nie grać? Recepta: skontaktuj się z lekarzem lub farmaceutą.... lub sięgnij po płytę Beherit[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/beherit/2014-07-04-232] „The Oath of Black Blood”[https://plus.google.com/photos/110062462996295510274/albums/5948482124753232769/6046373801492731330?pid=6046373801492731330&oid=110062462996295510274][http://www.youtube.com/watch?v=BbxuzslkDZk]...

Beherit to grupa black metalowa rodem z Finlandii. Często bywa określana najbardziej znienawidzoną grupą na świece- choć często sami tak o sobie mówią... na pewno nie nawidzili ich Norwegowie, bo w krzewieniu black metalu mieli dużą konkurencję w Finach niż przykładowo w Szwedach.

Beherit to stanowczo formacja budząca skrajne emocje: przez jednych uważana była za formację kultową, inni uważali, że to tylko „przerost formy nad treścią”.

„The Oath of Black Blood” to debiut Finów (choć w rzeczywistości to split wydany w 1990 roku dwóch dem zespołu). Słuchając tego materiału na pewno nie można nazwać ich wiruozami (nie dziwi mnie, ze początkujący Adaś Darski pozostający w świecie trzech akordów chciał grać jak Beherit. Norweski black metal np. Mayhem był o wiele bardziej skomplikowany). Partie wokalne? Ujadanie wściekłego psa piekieł? Skowyt? Piekielny wyziew? Na pewno wszystko po trochu. To forma nie ludzka, bo człowiek nie potrafi z siebie wydać takich „dźwięków”. I te schowane intra... Dzieła z gatunku tak narodził się black metal... Pozycja obowiązkowa. 

Nienawidzę tego cholernego Japońca, Mari Kawashimę. To przez jego Sigh[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/sigh/2014-07-05-518]  znów niedawno musiałem zbierać szczękę z podłogi po tym jak usłyszałem ich płytę „In Sommphobia”. Czy to zarzut? Mój Boże chciałbym takich albumów więcej, bo tak awangardowego black metalu długo nie słyszałem. Aż strach pomyśleć do czego Sigh jest jeszcze zdolne, ale chcę aby gwałcili moje uszy takimi albumami.

To kombinacja: heavy metalu, psychodeli, aciod rocka, kabaretu, muzyki ludowej (hinduskiej) i black metalu. Saksofonowe wstawki Dr Mikanibal po prostu powalają.

Kaweshima to najprawdopodobniej potomek Beetovena, który głuchotę wymienił na brak piątek klepki. Czy „In Sommphobia”to jeszcze metal? This is Metal.... Metal As Fuck!

Gdy świat dowiedział się, że Benedykt XVI abdykował, a smoleńska brzoza zlanała się na wysokości 666 cm, ja właśnie majstrowałem przy swoim domowym DVD po to tylko by posłuchać sobie reedycji „Desert Northen Hell” norweskiej hordy black metalowej Tsjuder[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/tsjuder/2014-09-12-869]. Norwegowie nie biorą jeńców! Już od pierwszego kawałka podstawą staje się totalne zniszczenie, które zakończyło się dopiero z zakończeniem płyty. Zero klawiszowych plam, chórów, orkiestry, zawodzących dziewcząt, nawoływań proboszcza, znikome ślady lini melodycznych- toż to prawdziwy black metal... Bezkompromisowa nawałnica i nieliczne zwolnienia... Gitary przesterowane i te gęste blasty... To taki trochę Immortal (z resztą Tsjuder otwarcie przyznają się do inspiracji tym zespołem). Nowa wersja albumu została poszerzona o cztery numery koncertowe, choć ich jakość jest raczej przeciętna, niestety co obniża jakość albumu. Dobry norweski black metal, zwłaszcza jak komuś znudzi się podniecanie się norweskimi bogami i chce sobie coś nowego chapnąć...

Mówiąc o  rewolucjach black metalu nie można zapomnieć o fenomenalnym Dissaction[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/dissection/2014-09-12-870] i kultowej „Strom of the light’s gone”. Na pierwszy rzut oka to nic nadzwyczajnego: to dość powszechna młócka, do której przyzwyczaił nas black metal. Gdy jednak rozbierzemy tę płytę na czynniki pierwsze widzimy coś znacznie głębszego: klimat, a mówiąc precyzyjnie jego zmiany: Jon Nödtveidt jest w tym mistrzem i potrafi to robić jak mało kto, a wydany w 1995 roku album jest jego najlepszym przykładem. Praca sekcji jest bezlitosna. Utwór „Where dead amgels lie” potrafi zwalić z nóg. Klimatyczne gitary i perkusja, i ten growl- niby normalny i charakterystyczny, ale jednak ma w sobie to coś, że szczena opada.

Niektóre utwory na plycie są genialne, inne dobre... Płyta warta przesłuchania... ja osobiście bardzo ją lubię, ale to moja prywatna opinia... 

Kolejne udane szyderstwo z zakutych metalowych łbów. Darkthrone[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/darkthrone/2014-07-04-235] nie bawi się w konwenanse, pokazując zwolennikom leśnego black metalu środkowy palec.

Czasy, kiedy zespół definiował w black metalu pojęcie lo-fi i szokował riffami, które spokojnie mogłyby wyjść spod łapy neandertalczyka, minęły bezpowrotnie. Wydany w ubiegłym roku album "The Cult Is Alive" sprawił, że część starych fanów odsądziła grupę od, nomen omen, czci - nie dość, że Darkthrone postawił na punkowe zagrywki, to jeszcze po raz pierwszy w karierze zdecydował się na wydanie singla. Jakby tego było mało, utworowi "Too Old, Too Cold" towarzyszył teledysk. Te wszystkie formy promocji, które w dzisiejszych czasach wydają się być nieodzowne, w przypadku Darkthrone do niedawna były wręcz nie do pomyślenia.

Zapowiedziana singlem "New Wave Of Black Heavy Metal", nowa płyta Norwegów jest hołdem złożonym bombastycznemu heavy metalowi, ale też starym punkowym i hardcorowym kapelom, których nazwy większość zapewne zobaczy po raz pierwszy w życiu dopiero czytając dołączoną do płyty książeczkę. Jeżeli dodać do tego specyficzny humor właściwy tylko Fenrizowi i Nocturno Culto, powstaje naprawdę wybuchowa mikstura. Siarczyste riffy, fałszujące zaśpiewy, piwniczne brzmienie i frywolna zabawa z konwencją - tak właśnie brzmi Darkthrone AD 2007.

"Fuck Off And Die"? Cóż, większość fanów starszych dokonań zespołu dała sobie spokój ze śledzeniem jego kariery już po premierze poprzedniej płyty. Ja nie mam zamiaru odpieprzyć się od Norwegów, ani tym bardziej umierać. Wręcz przeciwnie - z niecierpliwością czekam na ich kolejny album.

Jak można w kilku słowach opisać album „Riittiir”[https://plus.google.com/photos/110062462996295510274/albums/5948476649868911777/6058087081604236466?pid=6058087081604236466&oid=110062462996295510274] Enslaved. Monumentalny i epicki, wielowymiarowy artystycznie. Najnowszy krążek tej grupy z całą pewnością nawiązuje do korzeni i celuje w wymiary całkowicie zaskakujące.

Enslaved to dziś o wiele więcej niż tylko ekstremalny black metal, choć nie brakuje tu bezkompleksowego łojenia... każdy jednak znajdzie na „Rittiir” coś dla siebie, choćby w „Roots of The Moutain”. Atonalne, rozjeżdżające się riffy- widać tu podobieństwo z Voivod... Czasem pożenione są z potężnym uderzeniem, co z kolei przynosi mi na myśl Neurosis. Porównania te nie są w stanie oddać całej palety barw, z której korzysta Enslaved. Wystarczy wspomnieć, ze czasem słuchać tu rock progresywny, gdzieś z rejonów King Crimson. Kompozycje są tu długie i rozbudowane, zmienia ich tempo i podziały rytmiczne.

Tytuły są coraz bardziej zróżnicowane. Muzyka jest tu jednak bardzo interesująca. Dochodzi to, że Norwegowie nie zmierzają stać w miejscu. Poza tym, że chcą się rozwijać, co jest naturalnie przemyślane muzyczne..., chcą też zaskakiwać... Nie zawsze są to jednak zaskoczenia pozytywne, ale „Riittiir” to całkiem przyjemne doświadczenie...    

Zacznę tak jak lubię najbardziej - od końca. „Panzer Division Marduk”[https://www.youtube.com/watch?v=mP897M7JuII][https://plus.google.com/photos/110062462996295510274/albums/5948476649868911777/5948479794988830850?pid=5948479794988830850&oid=110062462996295510274][https://plus.google.com/photos/110062462996295510274/albums/6005474657159498385/6005474680290948658?pid=6005474680290948658&oid=110062462996295510274] uważam za jedną z najważniejszych i najlepszych płyt w historii black metalu, a zapewne także metalu w ogóle.

Agresja, wściekłość, brutalność i zero litości. Z chwilą odpalenia krążka wjedzie na ciebie rozpędzony czołg kierowany przez niejakiego Legion'a, który rozgniecie cię swoimi gąsienicami, przy okazji siekając twoją rodzinę ogniem karabinów i posyłając w kierunku twojego psa pocisk burzący. Możesz być pewien, że następnie załoga czołgu - paru nadpobudliwych Szwedów, wyjdzie z żelaznego pudła by brutalnie zająć się wszystkimi w zasięgu wzroku i może jeszcze psem jeśli jakimś cudem uciekł przed tym pociskiem burzącym.

Tak szybko nie grał wtedy nikt. Po latach smęcenia, po przygnębiającym i depresyjnym metalu przyszedł, w pamiętnym roku 1999, czas na „Pancerną Dywizję Marduk”. Pamiętam reakcje prasy na pierwsze płyty Metallica[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/metallica_1/2014-07-04-277]. Pisało się o nich "najszybszy zespół świata". Tamte czasy minęły dawno temu. Na przełomie tysiącleci najszybciej grał Marduk[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/marduk/2014-07-04-256]. Wszystko tam było jak karabin maszynowy gotowy by patroszyć kolejne cele, i następne, i tak bez końca. Perkusja niszczy prędkością blastów, które się praktycznie nie kończą - cała płyta to jeden wielki, miażdżący umysł blast. Gitary grają szybko, ciekawie, a co najważniejsze perfekcyjnie. Wokal... Każdy black metalowy krzykacz powinien sobie portret Legion'a nad łóżkiem, trumną czy gdzie tam śpią black metalowi krzykacze, powiesić. Zachrypnięty, obrzydliwy, jadowity, ociekający nienawiścią głos, a przy tym osiągający tempa o jakich innym się nawet nie śniło bez najmniejszej zadyszki.

Każda kapela ma swoje magnum opus. Slayer[http://metal-nibyl.ucoz.pl/blog/slayer/2014-07-04-279] miał „Reign In Blood” a Marduk ma „Panzer Division Marduk”. „Nightwing” był dobry, „Plague Angel” i inne też. Ale nic równie dobrego Szwedzi ani wcześniej, ani później nie osiągnęli. Zresztą nikt inny temu poziomowi nie dorównał. Choć wielu próbowało. Marne imitacje nie miały jednak tej siły, tej parującej wściekłości w każdym dźwięku. Mógłbym o tym pisać i pisać, mógłbym o tym nawet obszerną rozprawę doktorską zrobić. Tu jest wszystko czym ma być black metal - a powinien być kopem w ryj wymierzonym coraz bardziej zdegenerowanej ludzkości. Z tym, że jest jeden problem. Tego się nie da wyrazić słowami.

Tematem tego albumu jest wojna. Mówi nam o tym tytuł, okładka, teksty utworów, znajdujące się między poszczególnymi kawałkami wstawki w rodzaju dźwięku karabinu maszynowego czy spadających bomb. Ale równie dobrze mogłoby tego co wymieniłem nie być, gdyż każdy dźwięk tego albumu to wojna. Wojna przeciw wszystkim i wszystkiemu. Marduk zaoferował nam szarżę pancerną na wszystkie ośrodki kojarzone z jakimkolwiek kultem. Szarżę pancerną, która niszczy, miażdży pod gąsienicami wszystko na swojej drodze.

Ciebie także ta płyta zmiażdży. Zresztą, jeśli uważasz się za fana black metalu to rozpieprzyła cię już dziesiątki razy. A jeśli jeszcze jesteś cały... albo nie wychodź ze wstydu z domu i idź popłakać cicho w kąciku albo jak najszybciej zakup ten album i rzuć się w końcu pod ten cholerny czołg!

PS. Marduk powstając miał jedną intencję. Stworzyć najszybszą, najbardziej bluźnierczą siekę wszech czasów. I wiecie co? Udało się.

Kategoria: recenzje | Wyświetleń: 618 | Dodał: Bies5093 | Rating: 0.0/0
Liczba wszystkich komentarzy: 0
avatar
Formularz logowania

Wyszukiwanie

Kalendarz
«  Wrzesień 2014  »
Pn Wt Śr Czw Pt Sob Nie
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930

Archiwum wpisów

Przyjaciele witryny
  • Załóż darmową stronę
  • Internetowy pulpit
  • Darmowe gry online
  • Szkolenia wideo
  • Wszystkie znaczniki HTML
  • Zestawy przeglądarek

  • Copyright MyCorp © 2025Darmowy kreator stron www - uCoz